środa, 31 lipca 2013

Wyniki wygrywajki urodzinowo - imieninowej.)



          Przyszła pora na ogłoszenie wyników mojej wygrywajki urodzinowo - imieninowej. Do zabawy zgłosiło się 69 osób, ale dwie nie zakwalifikowały się, gdyż podane przez nie daty odbiegały sporo od faktycznych. Zakwalifikowałam natomiast wszystkie osoby, które wymieniały daty 26 lub 27 lipca a zatem 67 osób.
Tym razem zrobiłam losy

                                             a mój syn robił za sierotkę


                                                                          i wylosował  :

   Jednym słowem szczęście uśmiechnęło się tym razem do Claire G. właścicielki bloga   czytelniczego. Serdecznie gratuluję Claire  i proszę o przesłanie  adresu na gut.anna1@gmail.com.


wtorek, 30 lipca 2013

O książkach wygranych w konkursach i o książce, która szuka nowej biblioteczki.)


      Coraz rzadziej będą się  u mnie pojawiać notki o nabytkach książkowych, gdyż staram się usilnie dyscyplinować wydatki na książki, by nie robić konkurencji bibliotece publicznej, którą przestałam odwiedzać odkąd ogarnęło mnie szaleństwo zakupowe. Poprzestaję więc na ewentualnie wygranych lub wymienionych książkach. Chociaż jedno odstępstwo jednak zrobiłam, gdyż czytane recenzje o tej książce sprawiły, że nie udało mi się powstrzymać od chęci posiadania jej, ale o tym będzie kiedy książka do mnie dotrze.
A dzisiaj o książkach ostatnio wygranych w konkursach.


     "Dietę horoskopową " wygrałam u toski82.
Diety zawsze mnie interesowały więc i ta również mnie intryguje.
        Te dwie książki Ferenca Mate wygrałam u Kaye w bardzo ciekawym konkursie jaki zorganizowała na swoim blogu. Nie mogę podróżować więc będę czytać o miejscach, których nigdy nie odwiedzę,  chłonąc ich kolory i zapachy.





      I już ostatnia pozycja, tym razem biograficzna opowiadająca o rodzie, z którego wywodził się Antoni Słonimski -  poeta, felietonista, dramatopisarz, satyryk, krytyk teatralny i działacz.  Tę książkę wybrałam sobie w konkursie zorganizowanym na blogu Czytam, bo... przez Agnieszkę.








Każda z wygranych książek  sprawiła mi ogromną radość toteż dziękuję dziewczętom za możliwość ich zdobycia.

      Przeglądając zbiór Kolibrów stwierdziłam posiadanie dwu egzemplarzy "Hotelu du Nord" Eugene Dabita.

       Książka jest używana co widoczne jest na jej grzbiecie głównie i klejona a więc narażona na rozsypanie, ale jeżeli ktoś ma na nią ochotę proszę w komentarzu pod postem dać temu wyraz. Pierwsza chętna  osoba ją otrzyma, gdy poda adres na gut.anna1@gmail.com.

       Wyniki mojej wygrywajki podam jutro. Jestem na etapie przygotowywania losów. A "sierotka" w postaci mojego syna   przyjechała z Krakowa więc dzisiaj po południu odbędzie się losowanie.


poniedziałek, 29 lipca 2013

O tym, że lubię zmiany co widać, i że mija półtora roku od założenia blogu.)



    

   Od założenia bloga mija w tych dniach półtora roku. Od tamtego czasu jego wygląd zmieniał się kilkakrotnie a powodem tego za każdym razem byłam sama, gdyż  lubię zmiany i jak coś mi się opatrzy to ni z tego ni z owego zmieniam to. I tak się znów stało. Pomarańczowa skórka tak mi się znudziła, że wracam do prostego szablonu. Korzystam tu znów z szablonów  bloggera, gdyż nie chcę eksperymentować i  przy okazji utracić zapisy. Mam nadzieję, że szybko czytający blog przyzwyczają się do jego nowego wyglądu.

      Przez te półtora trochę się działo na moim blogu. Nie spodziewałam się nawet, że aż tyle. Nie będę jednak nic podsumowywać, ale ukazało się na nim sporo postów o przeczytanych książkach,chociaż nie tyle ile bym chciała, o nabytkach książkowych, o wyzwaniach czytelniczych, w których biorę udział  i sporo postów zapychaczy a  to przyznaję się bez bicia w celu utrzymania czytelnictwa. Brak postów to jednak brak czytających. A czytających blog mam już nawet sporo, chociaż zdarzają się również automaty co denerwuje i zaciemnia obraz, czytających stale i od czasu do czasu, i to z kraju,  i z zagranicy -  z wielu krajów. I tu pozdrawiam serdecznie i gorąco wszystkich czytelników mojego bloga i zapewniam, że z radością witam każdą osobę nowo obserwującą i każdą, która tu zagląda nawet ot tak, bo akurat mój blog się napatoczył przy okazji wyszukiwania czegoś  w google.


   
Oczekujących na wyniki wygrywajki zapewniam, że powinny się one ukazać w najbliższych trzech dniach.


niedziela, 28 lipca 2013

Requiem dla młodego żołnierza. Monte Cassino - Renee Bonneau.)



Wydawnictwo PROMIC - Warszawa - 2012 rok
przekład : Anna Leszczyńska-Woyna

       Wreszcie i u mnie post recenzyjny, którego tym razem przedmiotem jest niewielka objętościowo książka Renee Bonneau, autorki powieści historycznych. Książka ta przyciągnęła mój wzrok już samą okładką w kolorze sepii, na której pokazany jest młody żołnierz w niemieckim mundurze. To nie okładka jednak była powodem tego, że wybrałam ją sobie właśnie z oferty PROMIC lecz tytuł sugerujący, że opowiadać będzie o losach młodego żołnierza, który brał udział w słynnych walkach pod  Monte Cassino we Włoszech, w roku 1944. W walkach tych szczególnym bohaterstwem odznaczyli się polscy żołnierze, zdobywając po morderczej walce i ponosząc wiele ofiar w dniu 18 maja klasztor na Monte Cassino, w którym ukrywali się Niemcy. O czym zresztą wspomina autorka nazywając Polaków "niezłomnymi żołnierzami". Szkoda tylko, że żołnierze ci zostali haniebnie potraktowani przez własną ojczyznę, dla której się wykrwawiali, a  w której po wojnie nastały nowe porządki, im wrogie.
      Walki o klasztor Monte Cassino  są jednakże  w książce jedynie tłem dla opowieści snutej przez ojca Matteo, zakonnika z opactwa cystersów w Casamari, w którym Niemcy utworzyli szpital dla swoich rannych żołnierzy. Zakonnicy opiekują się swymi wrogami z całym oddaniem wykonując wszelką niezbędna posługę łącznie z pochówkiem połączonym z modlitwą w ich intencji. Dla nich nie są to  wrogowie lecz ludzie niejednokrotnie przywiezieni w stanie krytycznym, straszliwie okaleczeni a  więc  potrzebujący pomocy i troski. Ojciec Matteo jest oprócz niemieckiego pielęgniarza  jedyną osobą  potrafiącą porozumieć się z rannymi w ich ojczystym języku co sprawia, że może im przynosić dodatkową ulgę w cierpieniu i robi to podtrzymując na duchu szczególnie umierających. Silnie emocjonalna  więź nawiązuje się między nim a młodziutkim Austriakiem, który poważnie ranny w klatkę piersiową trafia do klasztornego szpitala. Austriak okazuje się  być wrażliwym, wykształconym  muzycznie i nie tylko chłopcem, który wbrew swej woli został powołany do wojska, by wziąć udział w tej strasznej wojnie, która po każdej  stronie zabierała mnóstwo istnień, a przy końcu  coraz młodszych, gdyż jak wiadomo Hitler wysyłał na wojnę wówczas prawie dzieci jeszcze. Ojciec Matteo poświęca mu  każdą wolną chwilę prowadząc z nim rozmowy o muzyce i sztuce a także słuchając wspomnień Franza o Wiedniu, Akademii Muzycznej i profesorze, który uczył go grać na wiolonczeli i o wiolonczeli, którą mu ten profesor zostawił na przechowanie przed opuszczeniem Wiednia. Sam opowiada  mu w swym ojczystym języku o pięknie wsi i miast w Toskani  co  Franz odbiera jak szmer cudownej  muzyki, która daje mu ukojenie w cierpieniu a także przynosi mu książki z klasztornej biblioteki.
     Ze wspomnień Franza wyłania się również obraz walk o klasztor Monte Cassino, obraz zniszczenia jaki dokonały naloty alianckie likwidując nie tylko opactwo, ale  jeden z najpiękniejszych zabytków kultury włoskiej a także obraz nastrojów panujących wśród żołnierzy, które w niezwykły sposób były wyciszane przez kapelana katolickiego.
     Dla Franza, który mimo starań zakonników o pomoc z zewnątrz tej pomocy nie dostaje, nie ma przyszłości i ojciec Matteo nie mogąc znieść myśli o jego coraz większym cierpieniu  podejmuje kontrowersyjną jak na zakonnika decyzję.

     "Requiem dla młodego żołnierza. Monte Cassino" to niezwykła lektura przepojona smutkiem, pobudzająca do refleksji nad losem tych, którzy nie mając w zasadzie wyboru oddawali swe młode życie dla idei, która nie była ich ideą, oddawali je tylko i wyłącznie dla przedłużenia utrzymania władzy w rękach Hitlera i jego otoczenia. Renee  Bonneau wykorzystała dla swej interesującej a nawet mogę śmiało rzec fascynującej opowieści z czasów II wojny światowej grób młodego żołnierza, który dziwnym trafem znajduje się na cmentarzu opactwa cystersów w Casamarii w Abruzji, gdy wszyscy pozostali jego koledzy spoczywają na cmentarzu wojskowym w Caira, u stóp góry, gdzie zginęli.

      Książka napisana ładnym literackim aczkolwiek przystępnym językiem / uznanie za staranne tłumaczenie / wciągnęła mnie bardzo swą treścią i nie tylko poruszyła mną do głębi, ale dostarczyła również dodatkowej wiedzy na temat walk pomiędzy aliantami a Niemcami we Włoszech w 1944 roku i tego co się tam działo już po zdobyciu Monte Cassino. Należy ona do tych pozycji, do których będę wracać z przyjemnością.

Książkę przeczytałam dzięki Pani Agnieszce z wydawnictwa

 i w ramach wyzwań:


piątek, 26 lipca 2013

Miłe Anny - to dla Was z okazji Waszego dzisiejszego świeta.)



 Z serdecznymi życzenia dla wszystkich posiadaczek imienia Anna







      "Imię Anna pochodzi z języka hebrajskiego od słowa channah (wdzięk, łaska). Imię Anna oznacza: miła, łagodna i przyjemna."To imię nosiła matka Maryji, matki Jezusa.
"Anna to osoba niezwykle oddana rodzinie, dzieciom i mężowi, których ceni bardziej niż towarzystwo. Anna jest wrażliwa na uroki krajobrazu, lubi naturę, spokój, zgodę i harmonię we własnym środowisku. Anna dobrze radzi sobie również w życiu zawodowym i kształci się na wybitną specjalistkę, zdobywa pieniądze i sławę."

Chyba właśnie takie jesteśmy. Jedno się u mnie nie sprawdziło, to pieniądze i sława, ale może to i lepiej.

Odsyłam Was drogie Anny do Moniki, która w pięknych słowach odniosła się do naszego Imienia.
/źródło/

czwartek, 25 lipca 2013

O realizacji planów czytelniczych i przypomnienie o wygrywajce.)





      Letni plan czytelniczy  realizuję z trudem, bo z trudem, a to przez trwający   sezon przetworowy  chociaż  nawet już opinię do przeczytanego "Requiem dla młodego żołnierza Monte Cassino" zaczęłam pisać, a w kolejce czeka opinia do przeczytanej " Kobiety niespodzianki". Jestem w trakcie czytania  dość przyjemnego czytadła zatytułowanego "Śliwkowe wino" a  zaległości w postach o przeczytanych książkach nadal rosną mi ogromnie i to sprawia, że będę musiała jakiś styl telegraficzny zastosować, by jednak te książki zaprezentować, gdyż w zasadzie wszystkie  warte są tego.

Dzisiaj nie będę już więcej przynudzać tylko ostatni raz wspomnę, że zabawa w której można wygrać książkę Evansa trwa do 28 lipca.
To takie info, dla tych którzy się jeszcze nie zdecydowali wziąć udziału lub o niej jeszcze nie słyszeli.

Zgłaszać się można  tu

Przy okazji witam nowe osoby obserwujące blog.


Miłego letniego  popołudnia życzę wszystkim.





wtorek, 23 lipca 2013

Czy w dzisiejszych czasach można umrzeć z miłości?)


  


                         Od rana chodzi za mną nastrojowa muzyka. 
Dopadła mnie nostalgia za czasem, który już nie wróci.








A to chyba za sprawą, że za kilka dni  rozpocznę kolejny rok życia.
Co sprawia, że moje myśli krążą wokół tego co za mną i ogarnia mnie smutek, że już więcej poza mną niż przede mną.




niedziela, 21 lipca 2013

Leniwa niedziela.)




        Słoneczko jak na razie za chmurami i troszkę się oziębiło, ale liczę, że podobnie jak to wczoraj było później zrobi się słonecznie i ciepło, i niedziela upłynie jednak pod znakiem słońca, czego i sobie i Wam wszystkim życzę częstując ciastem z malinami.





      Ja jestem leniwa od rana więc ta niedziela będzie dla mnie raczej leniwa jak u Daukszewicza.






           I zapraszam do ogrodu gdzie  lilie pachną nieziemsko.




sobota, 20 lipca 2013

"Smarkula" , która podbiła serce nie tylko jednego Francuza.)



      Dzisiaj garść wspomnień, które mi się nasunęły po przeczytaniu posta  zacofanego  w lekturze   „Ja nie chcę spać...”
     W poście tym znajduje się cytat ze "Śniadania u Tiffany'ego",  ale również piosenka w wykonaniu Kaliny Jędrusik " Ja nie chcę spać", która jak sugeruje zacofany w lekturze byłaby idealną ścieżką dźwiękową dla filmu nakręconego na podstawie opowiadania Trumana Capote o Holly Golightly.  Sama Kalina Jędrusik podobnie jak Marylin Monroe nie nadawałaby się do roli Holly ze względu na swe kształty i seksapil jaki posiadała, ale była kiedyś taka urocza aktorka o chłopięcym wyglądzie, która mogła by też w swoim czasie być  świetną polską Holly, choćby w scenicznej wersji "Śniadania....", a mam tu na uwadze  słynną odtwórczynię tytułowej Smarkuli

w filmie  Leonarda Buczkowskiego z 1963 roku  czyli Annę Prucnal.  Anna Prucnal, która u nas prawie zapomniana znana jest doskonale we Francji jako aktorka teatralna i pieśniarka. 


 Zresztą nie tylko we Francji, gdyż to utalentowana artystka, która jako jedyna polska aktorka zagrała u Felliniego i występowała również poza granicami Francji a to w kanadzie, Belgii, Japonii. Koncertowała w paryskiej Olimpii i Theatre de la Ville a także wielokrotnie występowała na festiwalu w Awinionie. 
    Ostatnio przypomniałam ją sobie oglądając komedię Filipa Bajona z 1993 roku p.t. "Lepiej być piękną i bogatą", gdzie zagrała żonę mecenasa granego przez Daniela Olbrychskiego.

     Przy okazji postu zapraszam do Klubu Czytelniczego na blogu Czytanki Anki, gdzie obecnie żywo omawiana i dyskutowana jest właśnie książka Trumana Capote "Śniadanie u Tiffany'ego".

czwartek, 18 lipca 2013

Skromnie przypominam o wygrywajce.)




     


        Dzisiaj witam ciepło wszystkie osoby, które niedawno zaczęły obserwować  mój blog i  skromnie przypominam, że na moim blogu trwa do 28 lipca zabawa, w której można zdobyć książkę  Richarda Paula Evansa "Dotknąć nieba"


O warunkach wygrywajki tu.

środa, 17 lipca 2013

Riko i my - Joanna Chełstowska i Ludwik Kozłowski o kociej ferajnie i ludziach, którzy ją pokochali.)



Wydawnictwo Pierwsze
Warszawa 2013


         Z psami mam do czynienia na co dzień, gdyż mamy ich trzy, z kotami natomiast moje kontakty są sporadyczne, w zasadzie tylko po sąsiedzku lub gdy odwiedzam teściową,  ale mimo to obdarzam dużą sympatią  te mruczące, gdy są zadowolone,  czworonogi. Propozycja przeczytania i zrecenzowania zatem książki o kociej ferajnie i jej barwnym przywódcy Riko przypadła mi do gustu.Trochę się obawiałam, gdyż nie wiedziałam czego się mam spodziewać, ale już sama okładka książki, z której spoglądał na mnie wyjątkowej urody kot o dość czujnym  spojrzeniu pięknych żółto- zielonych oczu zachwyciła mnie i przemówiła na jej korzyść. Obawa okazała się jednak całkiem płonna, gdyż książka o przygodach i tarapatach kociej rodziny okazała się lekturą nader przyjemną, a nawet rzec mogę fascynującą, a przy tym niezwykle  pouczającą.
        Historia  dużej urody kocura Riko, który założył rodzinę z kotką, Szarosrebrną, i zrobił wszystko co było w jego mocy, by zapewnić tej rodzinie poprawę warunków bytowych przykuła moją uwagę jak dobra saga rodzinna. Z ogromnym zainteresowaniem czytałam o perypetiach kociej rodziny, o tym jak sprytnie Riko wkradł się w łaski ludzi z sąsiedztwa, do których zamierzył się z nią  przeprowadzić, o kocich smutkach i radościach, a także  zaufaniu jakie ludzie ci  zdobywali u przygarnianych kotów,  z których powstała z czasem spora futrzasta gromadka o zróżnicowanym  temperamencie.
         Z doświadczenia wiem, że wśród kotów tak raczej się nie zdarza, kocury z natury chadzają swoimi drogami nie dbając o jedną kotkę, a raczej są podrywaczami walczącymi z innymi kocurami o względy wciąż innych kotek. Potomstwo też ich nie interesuje a wręcz odwrotnie, stają się dla niego niebezpieczne i kotki muszą ukrywać przed nimi swoje młode, czego sama byłam świadkiem,  jak dawno temu ukochana kotka moich dzieci, nazywaną przez nich Kajtusiową, przenosiła swoje kocięta z miejsca na miejsce pilnując, by kocur  je nie  dopadł. 
Bohater książki Joanny Chełstowskiej i Ludwika Kozłowskiego jest jednak zupełnie inny. Riko to dzielny, pomysłowy a także rozumny i dobry kot, dla którego kotka Szarosrebrna i kocięta jakie mają są dobrem nadrzędnym, o które dba jak najlepszy ojciec  o swą rodzinę. Niejeden ojciec mógłby się od Rika nauczyć jak być nie tylko odważnym i władczym ale również jak być silnym i łagodnym zarazem, twardym a zarazem delikatnym i wrażliwym, a przede wszystkim jak być wiernym i opiekuńczym, pozbawionym samczego egocentryzmu i egoizmu. 
            Historia Riko wydaje się być nieprawdopodobna, ale skoro autorzy zapewniają, że się wydarzyła na prawdę to wierzę w to i cieszy mnie, że mogłam dzięki nim ją poznać i wejść w środek tej ferajny o różnej maści i temperamencie smucąc się i ciesząc razem z Riko, choćby z powodu odłączenia przez złego poprzedniego gospodarza jednego z kotków od rodziny a później odnalezienia go po długim czasie żmudnych poszukiwań. 
Historia ta dzięki doskonałej znajomości kociej natury jaką zaprezentowała w książce para jej autorów rzuciła zupełnie inne światło na moje postrzeganie tych czworonogów i z tego się bardzo cieszę.  Owszem część kociej mowy i ja do tej pory potrafiłam zrozumieć, ale to maleńki przejaw tego co te zwierzęta swym zachowaniem potrafią przekazać człowiekowi czy też innym zwierzętom. To edukacja, którą chłonęłam ze sporym zainteresowaniem połączonym z przyjemnością czytania.

   Na końcu książki " Riko i my", w której poruszony jest również ważki temat rozdawania i adopcji kotów, autorzy załączyli "Podręczny słownik kociej mowy". Słownik stanowi  istotny element  w odczytywaniu  zachowań swoich pupilów i będzie   bardzo pomocny w kontaktach z tymi akurat  braćmi mniejszymi, jak  nazywał zwierzęta św. Franciszek z Asyżu.

   W zasadzie nie polecam czytanych książek, ale tym razem zrobię wyjątek. Książkę Joanny Chełstowskiej i Ludwika Kozłowskiego "Riko i my" polecam wszystkim, nie tylko posiadaczom i miłośnikom kotów.

Za książkę dziękuję Pani Magdzie z Wydawnictwa Pierwszego.


A przeczytałam ja w ramach wyzwania

niedziela, 14 lipca 2013

Czy po przeczytaniu książki można mieć kaca?)



Po przeczytaniu jakiej książki przytrafił się Wam ostatnio  taki stan?



źródło
Mnie się ostatnio aż tak poruszająca  nie trafiła. Chociaż kilka z czytanych sprawiło, że trwałam jakiś czas w stanie zadumy nad losem osób, o których przeczytałam.

sobota, 13 lipca 2013

Wołyń 1943 .)



         Gdy słucham wspomnień osób, które przeżyły ten straszny czas na sercu robi mi się ciężko. A gdy dodam do tego poprawność polityczną jaką przejawiła większość naszych posłów na Sejm to jest mi jeszcze ciężej. Bo czym były te bestialskie, niewyobrażalne dla zwykłego człowieka  zbrodnie popełnione na ludności polskiej w niedzielę 11 lipca jak nie ludobójstwem.


                              Wołyń 1943




                                                                 

Czy pamiętasz Panie Boże
Nad Wołyniem łunę krwawą
I ten krzyk z płonącej chaty
Mordowanych przez sąsiadów.
Chyba byłeś w tamtej porze
Gdzieś po innej stronie świata,
Bo byś pewnie się zasmucił i przystanął i zapłakał...

                                                                                 


                                                                           Lech Makowiecki    

Dla mnie członkowie band Upa, banderowcy,  to byli zbrodniarze, o których już jako dziecko słyszałam w domu lecz nie miałam świadomości jaka była skala tych zbrodni i jaki te zbrodnie miały przebieg. Dzisiaj o tym powinien wiedzieć i  pamiętać każdy, gdyż były na równi zbrodni hitlerowskich czy stalinowskich. O tym już nie da się zapomnieć.

czwartek, 11 lipca 2013

Irlandzki sweter - czyli Nicole R. Dickson o splotach wykonywanych na drutach i o splotach ludzkich losów.)


              Moja fascynacja Irlandią zaczęła się od Bidwella i jego serii o Michale i Pat oraz ich dzieciach, w której to Pat była Irlandką, Michał Anglikiem, a akcja działa się w Irlandii w XIX wieku, gdy Irlandia walczyła o swą niepodległość.
Książki czytałam bardzo dawno temu, ale pamięć o Zielonej Wyspie przetrwała podsycana w swoim czasie płytą  zespołu 2+1 "Irlandzki tancerz", toteż z przyjemnością sięgnęłam po otrzymaną w ubiegłym roku w prezencie imieninowym od córki książkę Nicole R.Dicson.



         



       "Irlandzki sweter" jak sama autorka twierdzi w rozmowie zamieszczonej na końcu książki  ma troje bohaterów: Rebeccę Moray, Seana Morahana oraz Wyspę, na której toczy się jej akcja. Wyspa może być utożsamiana z jedną z Wysp Aran należących  do Irlandii,  gdzie  mieszkańcy utrzymują się z obsługi ruchu turystycznego, rękodzieła - w tym właśnie  wyrobu swetrów, rybołówstwa, rolnictwa. Na tę Wyspę, której mieszkańcem od urodzenia jest sędziwego już wieku Sean Morahan, przybywa młoda Amerykanka Rebecca Moray z sześcioletnią córką, Rowan, by zebrać materiał do książki o fenomenie irlandzkich swetrów. Wyspa, z której pochodzi jej serdeczna przyjaciółka Sharon, jawi się jej jako oaza spokoju, a ona od sześciu lat go nie zaznaje. 
Traumatyczne przeżycia jakie były udziałem jej i jej  dopiero co urodzonej córeczki sprawiły, że wciąż zmieniała posady i miejsca zamieszkania. Tu spotyka się z ogromną serdecznością, gdyż jak się okazuje wszyscy dzięki opowiadaniom Sharon doskonale ją znają i nareszcie może poczuć się jak w domu. Tylko Sean  Morahan, mieszkający samotnie i od 40 lat żyjący w  izolacji od reszty społeczności Wyspy,  nie okazuje jej zainteresowania a nawet już na  pierwszym spotkaniu okazuje jawną niechęć nowo przybyłym co doprowadza do konfliktu między nim a małą, ale rezolutną Rowan. Z czasem między starym Seanem a Rowan nawiąże się nić sympatii, a ta przerodzi się w przyjaźń obojga, której przeciwna jest  Rebecca, gdyż ona  patrzy na Seana tylko przez pryzmat zasłyszanych o nim opowieści i odbiera  go jako człowieka agresywnego i nieprzewidywalnego co sprawia, że   jest pełna obaw o bezpieczeństwo córki. To jej nastawienie zmienia się dopiero pod wpływem dramatycznych przeżyć, jakie staną się  udziałem Rowan i ich obydwojga.

         "Irlandzki sweter" to książka wielowątkowa, w której istotną  rolę odgrywa przeszłość obydwojga bohaterów, a wątki dotyczące dramatycznych przeżyć Rebecci związanych z ojcem Rowan  przeplatają się z wątkami opowiadającymi o tym co wydarzyło się w rodzinie Seana. Dla obydwojga przeszłość jest obsesją powracającą wciąż i wciąż, z którą nie mogą sobie poradzić a próbują temu zaradzić na swój sposób; Rebecca wciąż uciekając od przeszłości a Sean wciąż nią żyjąc.
        Akcja książki toczy się jednak w teraźniejszości a w niej Rebeccę i Rowan spotyka wiele oznak sympatii ze strony mieszkańców wyspy,  one same biorąc aktywny udział w życiu wyspiarzy znajdują tu przyjaciół, a Rebecca spotyka nawet miłość w postaci  Fiona, który nie tylko jest rudy, ale na dodatek gra na skrzypcach. W książce znajdziecie odpowiedź na podkreślony przeze mnie fakt wyglądu i posiadanych umiejętności przez Fiona.

         Rebecca przyjeżdżając na Wyspę  tylko na dwa miesiące, które miała pracowicie spędzić na  zbieraniu materiałów w postaci zdjęć swetrów zwanych tu gansejami i nagrywaniu opowieści o nich, nie spodziewała się, że tym razem będzie to jej ostatnia ucieczka od przeszłości, a przed nią i Rowan wreszcie otworzy się jasna i spokojna przyszłość.

     " Irlandzki sweter" to pełna ciepła i czułości, mimo surowych wyspiarskich  warunków w jakich akcja powieści jest osadzona, nastrojowa opowieść o tym jak trudno pozbyć się strachów z przeszłości, jak trudno sobie wybaczyć i o tym jak wiele może zdziałać sympatia i życzliwość otoczenia w przywróceniu spokoju duszy. Książka napisana jest prostym, ale obrazowym i łatwo przyswajalnym językiem co sprawia, że czyta się ją szybko i z przyjemnością. Zachwycamy się razem z Rebeccą pięknem irlandzkiego krajobrazu i wsłuchujemy się w muzykę jaka wybrzmiewa z kart książki. Ponadto powieść  zawiera w fabule fascynujący wątek nadprzyrodzony w postaci powracającego do Seana zmarłego syna Joe, obdarzonego szczególną wrażliwością pozwalająca na odczytywanie nadchodzących zmian w przyrodzie.
A poza tym  spotykamy w niej całą galerię sympatycznych postaci stworzonych przez pisarkę, ludzi żyjących wolnym rytmem w zgodzie ze sobą i z naturą od, której są uzależnieni i nikomu nic nie narzucających a zawsze chętnie pomagającym innym.

Na koniec przytoczę "Błogosławieństwo Seana Morahana", które pobudza do refleksji i zadumy.

"Niech droga sama Ci wyjdzie na spotkanie,
 niech wiatr zawsze wieje Ci w plecy.
Obyś potrafił odrzucić to, kim jesteś teraz,
aby stać się innym człowiekiem."

"Irlandzki sweter" to książka o bardzo pozytywnym wydźwięku, nie obciążająca zbytnio umysłu, ale jednak refleksyjna. Idealna na lato.


_____________________________________________

W/g Wikipedii Arany uważane są za najlepiej zachowany fragment dawnej Irlandii, gdzie czas się zatrzymał, krajobraz jest surowy, ludzie twardzi jak kamienie a życie codzienne wciąż przeplata się postaciami z bajek. Chcecie zobaczyć jak wyglądają  zaglądnijcie tu - warto.

środa, 10 lipca 2013

Cud zdarza się tylko raz - znów o filmie, który ma tyle lat co ja.)


 
źródło

  Opinia do "Irlandzkiego swetra" już na finiszu, a dzisiaj chciałam zaprezentować czwarty już film, który  ma tyle samo lat co ja. Jest nim powstały w 1951 roku melodramat, w którym główną rolę grał amant filmu francuskiego tamtych lat i jeden z moich  ulubionych aktorów francuskich,  znany z wielu ról w filmach kostiumowych,  między innymi takich jak  "Serce i szpada" czy też "Garbus", a mianowicie Jean Marais.

źródło

 Jean Marais uznawany jest za jednego z najsławniejszych i najwybitniejszych aktorów kina francuskiego.



Towarzyszyła mu w tym filmie piękna Alida Valli.
źródło






    Para bohaterów filmu  poznaje się latem  1939 roku i szaleńczo się  w sobie zakochuje,  a następnie  przeżywa kilka dni absolutnego szczęścia zanim wybuchnie wojna, która ich rozdzieli.
Spotykają się po jedenastu latach i próbują powrócić do tego co ich łączyło, ale "cud zdarza się tylko raz".

źródło


   Zapomniałam o tym filmie, gdyż oglądałam go mnóstwo lat temu, a było  to  w drugiej połowie lat 60-tych i   zabawa, w której wzięłam udział pozwoliła mi sobie go przypomnieć.Z przyjemnością oglądnęłabym go jeszcze raz.


_________________________


Witam kolejnych obserwujących mój blog i zapraszam chętnych do mojej wygrywajki urodzinowo imieninowej, o której tu.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Zaproszenie do wygrywajki urodzinowo - imieninowej.)



       Czytanie idzie mi znacznie lepiej niż pisanie notek więc zaległości w ich pisaniu i publikowaniu mam ogromne. W najbliższych dniach powinna jednak ukazać się notka o "Irlandzkim swetrze", którą już zaczęłam pisać,  a dzisiaj chcę zaprosić chętnych do udziału w wygrywajce  urodzinowo- imieninowej.

     Jak co roku od wielu, wielu już  lat w lipcu obchodzę urodziny i imieniny, i to w jednym dniu. Imię sobie po prostu przyniosłam. A żeby było dowcipniej dzień  mojego drugiego imienia przypada zaraz po dniu pierwszego. Dość łatwo przyszło moim rodzicielom obarczać mnie imionami.

     Nagrodą w konkursie będzie książka Richarda Paula Evansa "Dotknąć nieba". Książka jest nowa. 
I jak to u mnie bywa dołączę do książki biżuterię własnego wykonania. Tym razem będzie to komplecik letni z turkusów : bransoletka i kolczyki.
I oczywiście jakaś słodycz do tego dołączy.
A teraz warunki:

1/ Udział zgłaszamy pod tym postem, a żeby nie było zbyt łatwo czekam na odpowiedź, w których dniach lipca obchodzę swoje święto.

2/  Zgłaszamy się do 28 lipca.

3/ Wygrywajka tym razem jest dla wszystkich, a to ze względu na to,  że mam kilku anonimowych sympatycznych czytelników.

4/ Wygrywa osoba, która da dobrą odpowiedź lub będzie najbliżej prawdy. Jeżeli dobrych trafień będzie więcej zadecyduje los.

5/ Nie trzeba bloga obserwować, ale miło by było gdyby w przypadku osób blogujących na blogu pojawił się banerek. Równie miło będzie widziane polecenie posta w google.

6/ Wyniki ogłoszę do 3 dni po zakończeniu wygrywajki.


    To chyba tyle o warunkach. Zapraszam serdecznie do udziału w wygrywajce i czekam na zgłoszenia.

sobota, 6 lipca 2013

Sobota z poezją - "Motyl" Wandy Chotomskiej.)











"Motyl" 

 

Jednemu panu na skwerku
motyl siadł na gazecie.
A pan powiedział ponuro:
- I po co to żyje na świecie?
Ani to z pierza, ani z mięsa,
z kwiatka na kwiatek się wałęsa, 


                        na kotlet to się nie nadaje,
                        nie znosi tak jak kura jajek,
                         choćbyś i w ulu go zamykał,
nie da ci miodu do piernika,
nie daje mleka tak jak krowy
i jakiś taki - za kolorowy...
A dwaj poeci, patrząc

                      jak motyl skrzydła rozchyla,
                     bardzo cichutkim szeptem
                     szepnęli do motyla:

- Gdyby nie było motyli,
my byśmy cię wymyślili.
I chronili przed tym panem,
chronili!

Wanda Chotomska

  

                                                        



               Wprawdzie jak na razie słoneczko się schowało za chmury, jakby się na nas obraziło,  ale mimo to słonecznego weekendu życzę tym, którzy tu wpadną choćby na sekundę. Łapmy chwile jak motyle, gdyż przemkną szybko.

 

/wiersz zapożyczony stąd/

/zdjęcia moje/

czwartek, 4 lipca 2013

Plan czytelniczy na lato oraz zaproszenie do maleńkiego, półrocznego wyzwania z A.J. Croninem.)



   

    Lipiec rozpoczął się fantastycznie. Wreszcie mamy prawdziwe lato ze  słońcem i  ciepłem. Czasu tylko będzie mało na czytanie, nie mówiąc już o pisaniu postów o przeczytanych książkach, gdyż ogród dostarcza w niesamowitym tempie i chyba z dużym przyspieszeniem produktów do przetwarzania. Aż strach jak temu wszystkiemu w pojedynkę podołać. 
Mimo to po dokonaniu przeglądu propozycji wyzwaniowych  na lato przygotowałam sobie z dużą dozą optymizmu taki oto stosik na lipiec i sierpień.




Od góry : 

Śniadanie u Tiffany'ego  Trumana Capote
Kobieta niespodzianka Piotra Kołodziejczaka
Gwiazdy patrzą na nas  Archibalda.J. Cronina 
Zdrajca Marka Harnego
Złodziej z szafotu Bernarda Cornwella
Biała Gejsza  Chelsy Haywood
Riko i my  J. Chelstowskiej i L. Kozłowskiego 
Toskania i Umbria A.M. Goławskiej i G. Lindenberga
Ostatnie do widzenia  Michaela Koryty
Hymn smutku Michaela Koryty

Nie piszę w jakich wyzwaniach książki mają brać udział. To wyjdzie "w praniu".

Natomiast do tej pory tego nie robiłam, ale tym razem zapraszam do przeczytania razem ze mną do końca roku choćby dwu książek Archibalda J. Cronina. Czytanie książek Cronina, o którym pisałam tu, potraktowałam jako własne wyzwanie na ten rok. Przeczytałam do tej pory dwie :
Cytadelę, o której pisałam tu  oraz Trzy miłości, której to książki jeszcze nie zaprezentowałam, ale może to wkrótce nastąpi.
Wykaz książek przetłumaczonych na język polski znajduje się w poście o pisarzu. 

Chętnych proszę o deklaracje pod postem.


środa, 3 lipca 2013

Seria Koliber wydawnictwa Książka i Wiedza w mojej biblioteczce i książka do wzięcia .)


          Zainspirowana wyzwaniem Agnieszki - Czytamy serie wydawnicze -  przedstawiałam już książki z dwu posiadanych serii wydawniczych. Dzisiaj prezentuję zbiór książek, które wydawnictwo Książka i Wiedza wydało w serii Koliber.
 Zbiór ten zapełnia ponad półtorej półki w mojej biblioteczce i ma już ponad 30 lat, ale dopiero od niedawna  w zasadzie zaczynam go wyczytywać.



 

     Przeglądając i układając moje Kolibry przed wykonaniem zdjęcia stwierdziłam, że mam dwa egzemplarze "Eugenii Grandet " Balzaca.

 


Pierwsza osoba, która wyrazi chęć jej posiadania będzie mogła ją otrzymać, gdy poda adres na gut.anna1@gmail.com. Egzemplarz nie jest nowy.

Na blogu można znaleźć opinie do :

"Dom na wzgórzu"Erskine Caldwella
"Burzliwy żywot Baska Zalacaina"Pio Baroji
"Niedobra miłość" Zofii Nałkowskiej
"Wampir" Władysława Reymonta,
"Każdemu co mu się należy/od mafii/ "Leonarda Sciasci,
"Wiktoria" Knuta Hamsuna,
 "Greta Minde"  Theodora Fontane

pochodzących z tego zbioru.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Jak nie dotrzymałam danego sobie przyrzeczenia nabywając nowe książki.)


           Jak trudno dotrzymać danej sobie obietnicy przekonałam się na własnej skórze wczoraj. Nie tak dawno, gdyż w tym poście pisałam o nabytkach książkowych za pieniądze, które miały być ostatnie może nawet do końca tego roku. I co? Znów dałam się ponieść chęci posiadania i obkupiłam się jak  w ciuchy, których dobrze, że nie kupuję lub bardzo rzadko. Ale chyba w tym przypadku jestem wytłumaczona, gdyż jak się powstrzymać, gdy  się samemu sprzedaje książki i ma się je cały dzień przed oczami, i bierze się je do rąk. A tak dokładnie było wczoraj, czyli w ostatnią niedzielę czerwca, w którą to nasz ksiądz proboszcz zorganizował wspólnie z parafianami Dzień Wiary,  w czasie którego moim zadaniem była  sprzedaż książek, które dostarczyło nam Wydawnictwo Diecezji Tarnowskiej czyli  Biblos. Jednym słowem zostałam poddana presji psychicznej, która mogła zaowocować tylko nowymi nabytkami i tak się niestety stało.


A oto co kupiłam :



Pierwsza od góry książka to "Rita. Święta od  spraw trudnych i beznadziejnych."  Jo Lemoine. Pozostałe mają tytuły na grzbietach więc po kliknięciu na zdjęcie można będzie je przeczytać do czego zachęcam, gdyż "nie samym  chlebem  żyje człowiek".


     To były zakupy, a teraz jeszcze dwie książki wymienione na Finta.pl za punkty :



 Na zakończenie posta chciałam ciepło powitać kolejne osoby obserwujące blog, gdyż dawno tego nie robiłam.

I na koniec pytanie. Czy jest rada na automat, który ustawiony jest na jeden z postów? Wydawałoby się, że post jest czytany a to figa prawda. I to jest niezwykle denerwujące, że nie napiszę inaczej.