piątek, 31 lipca 2015

Lipcowe czytanie, wygrana w konkursie i nabytki książkowe.



                Czas biegnie szybko,  lato pędzi w zatrważająco szybkim tempie ku jesieni. Można to zaobserwować patrząc na zmieniającą się wokół przyrodę. Skoro jarzębina już dojrzewa! A owoce prawie wszystkie w ogrodzie są do przetwarzania...nawet aronia nabiera swego czarnego koloru. Ale przecież jeszcze czas wakacji i urlopów trwa.




Lipiec pod względem czytelniczym najlepszy dla mnie nie był...upały, opieka nad mamą męża i nadganianie czasu po powrocie do domu sprawiały, że czytanie mi nie bardzo szło. Udało mi się jednak przeczytać trzy książki 
Szeptuchę Iwony Menzel 
Pensjonat na wrzosowisku Anny Łajkowskiej
 Vanescę z Hotelu ''Manhattan'' Aleksandra Minkowskiego
a także jestem gdzieś w połowie Wyjdź za mnie, czyli przeczytałam trzy i pół książki.
I jeszcze ; oglądnęłam całego Lamparta na komputerze co mi się ostatnio bardzo rzadko zdarza. Teraz tylko przeczytać książkę, którą mam w serii Koliber. Film podobał mi się bardzo. To już klasyk filmografii, ze świetną obsadą.

Upalny lipiec przyniósł mi szczęście w konkursie u Magdaleny Jastrzębskiej
w postaci napisanej przez nią książki o Marii z Krasińskich Raczyńskiej.


Wygrana mnie ogromnie ucieszyła. Dziękuję Magdalenie za to, że mogłam powiększyć zbiór jej książek w swojej biblioteczce . Wprawdzie na razie do dwu tylko, ale to dobry początek, bo mam chrapkę na pozostałe
W lipcu też pozwoliłam sobie na małe odstępstwo od zasady mniej kupię niż przeczytam. Ale w końcu był to miesiąc moich urodzin i imienin a i zrobione zakupy książkowe nie nadszarpnęły domowego budżetu, gdyż po raz pierwszy udało mi się w stacjonarnej księgarni, którą odwiedziłam będąc w Brzesku,  nabyć książki po jedyne trzy złocisze za sztukę :


Nie znam autorów więc to dla mnie wyprawa w nieznane zupełnie, ale szkoda mi było tych książek zostawiać w tym pudle z książkami wyprzedawanymi.
I coś dla zdrowia : 


A w sierpniu już wiem, że będę mieć ogromnie mało czasu , ale "Kobiety" przeczytam na pewno.




A czy coś jeszcze to się okaże.

czwartek, 30 lipca 2015

Stosik biblioteczny i bardzo krótko o "Pensjonacie na wrzosowisku" Anny Łajkowskiej.



           Ostatnia moja wizyta w bibliotece zaowocowała wypożyczeniem takiego oto stosiku książkowego :



a w nim : 

Kobiety dyktatorów Diane Ducret

Trzy książki Anny Łajkowskiej o wrzosowiskowych opowieściach..... 
                           Pensjonat na wrzosowisku
                          Miłość na wrzosowisku
                         Cienie na wrzosowisku 

Wyjdź za mnie  Johna Updike
i  
W poszukiwaniu zapachu snów Iwony Menzel

       Mam za sobą Pensjonat na wrzosowisku, który owszem czytało się szybko i nawet z przyjemnością, bo to lekka książka - nie zmuszająca do refleksji - a zatem dobra na upały, które obniżają lotność umysłu. Ale chociaż  sama historia pobytu bohaterki książki, Basi, w okolicach Haworth ciekawie się toczyła to niepotrzebnie zupełnie, moim skromnym zdaniem, wpleciona została do fabuły w sumie mało ciekawa historia romansu kuzynki Basi a także mało interesujące były fragmenty, w których do głosu dochodził mąż Basi. Te fragmenty zupełnie zbędnie przerywały tok fabuły, której narratorką była bohaterka powieści.
     Pozostałych części czytać nie będę, gdyż Autorka w Epilogu do książki  opowiedziała pokrótce dalszą historię Basi i jej rodziny aż po czas, gdy została babcią więc nie bardzo rozumiem po co to rozwinięcie jej historii z położeniem nacisku na romans z poznanym w pierwszej części Jamesem w następnych książkach, tym bardziej że, jak wynika z Epilogu, w małżeństwie i rodzinie wszystko się dobrze układało. Może gdyby Pani Łajkowska nie kazała swej bohaterce oszukiwać męża i romansować pod jego bokiem a skupiła się na historii rodziny w nowych okolicznościach po powrocie do Haworth i prowadzeniu kawiarni....ale to znów zwykłe romansidło a takie już mnie niezbyt pociągają.

Chociaż nie do końca, gdyż  czytając teraz Wyjdź za mnie Johna Updike zagłębiam się w historię zdrad małżeńskich i namiętności........... ale styl, styl jakim ta książka została napisana,  myślę, że mnie może tłumaczyć. 
Tak się niestety dzisiaj pisze rzadko.

  

środa, 29 lipca 2015

Marta i Anna - Gwiazdy patrzą na nas A.J.Cronina / fragment/.



              Książka, z której dzisiaj pochodzi cytowany przeze mnie  fragment, to Gwiazdy patrzą na nas A.J.Cronina, którego  wszystkie powieści, które czytałam zaliczam do swoich ulubionych. 



Bohaterami tej powieści Cronina są głównie mężczyźni, ale pisarz stworzył w niej również kilka ciekawych  postaci kobiecych o bardzo różnych i mocno się różniących osobowościach. Główna postacią kobiecą jest tu Marta wywodząca się z rodziny górniczej i żona górnika a później wdowa po nim. Marta to osoba o twardej, nieustępliwej i zawziętej osobowości, ale kochająca  swych trzech dorosłych synów, których przyszłość widzi tylko w kopalni. To jest jednak niedobra miłość, miłość która obraca się przeciwko nim samym i kobietom, z którymi się wiążą. Jedną z nich jest Anna.

 Marta i Anna to bohaterki fragmentu, który
dedykuję wszystkim Martom, które dzisiaj obchodzą swe imieniny.


          Oprócz Marty, bohaterki powieści o tym tytule Elizy Orzeszkowej i Marty Korczyńskiej z Nad Niemnem w tym momencie nie przychodzi mi żadna książkowa Marta na myśl oprócz tej z Gwiazdy patrzą na nas, której właśnie ta trudna we współżyciu z innymi, ale za to pełnokrwista w osobowość sprawiła, że pozostała w mojej pamięci. 

             Pewnego dnia Anna nie pojawiła się jednak na ulicach Sleescale z koszem i małym dzwonkiem. Było to dwudziestego drugiego marca. Marta na próżno wyczekiwała pojawienia się Anny i pomyślała : "Wybiła jej godzina! Czyżby już była tak bliska?"
             Wieczorem Marta przechadzała się wzdłuż brzegu, minęła Snook i wspięła się na wzgórze. Udała się na przechadzkę kierowana po części nowym nawykiem, po części zaś, by sprawdzić, czy Anna przyjdzie. Anny nie było. Marta stała wyprężona; spoglądała na ścieżkę, oblegana natarczywymi myślami o Annie, o tym, że nadeszła wreszcie godzina, w której wyda na świat bękarta.
             Marta myliła się. W pewnej chwili zesztywniała nagle: ujrzała u stóp wzniesienia Annę, która szła w górę ścieżki.
             Anna szła powoli. Marta czekała, gotowa rzucić swe pogardliwe spojrzenie. Tego wieczoru Anna długo szła w górę. Powoli wspinała się, jakby przytłoczona ciężkim brzemienie4m. W końcu pojawiła się na skale.  Marta zmierzyła ją wówczas wzrokiem.
            Anna nie zauważyła jednak tego spojrzenia. Stanęła przed Martą, blada, zadyszana, lekko pochylona jakby pod wpływem znużenia. Spojrzała na Martę, potem na morze, jak zawsze czyniła, kierując wzrok tam, gdzie przebywał Sam. Potem - jakby oznajmiając o najprostszej rzeczy - powiedziała: 
            - Sam i ja wzięliśmy ślub w sierpniu.
            Marta cofnęła się jak ugodzona ciosem. Po chwili dumnie się wyprostowała :
           - To kłamstwo.
            Wciąż patrząc w stronę, gdzie przebywał Sam, Anna powtórzyła posępnie, niemal ze znużeniem :
           - Wzięliśmy ślub podczas ostatniego sierpniowego urlopu Sama.
           - Nieprawda! To nie może być prawdą!
           I nagle Marta zawołała triumfalnie: - Ja odbieram zasiłek na Sama.
           Wciąż zapatrzona w dal Anna odparła :
           - Sam i ja chcieliśmy, aby pani otrzymywała zasiłek. Nie chcieliśmy, aby pani go utraciła.
            Marta zbladła z wściekłości. Zraniona została jej władcza duma. Rzuciła przez zaciśnięte zęby: 
           - Nie wierzę. Nigdy nie uwierzę.
           Anna powoli odwróciła wzrok. Oczy jej były suche. Posępny cień legł na jej twarzy. Sprawiała wrażenie przyduszonej nieludzkim brzemieniem. Podała Marcie telegram, który trzymała w dłoni:
         Telegram był zaadresowany do pani Fenwick .

         Z żalem  zawiadamiamy panią, że mąż pani, kapral Samuel Fenwick, padł na polu walki dnia dziewiętnastego  marca.



Marta to raczej rzadko spotykane, chociaż piękne,  imię. A jak z nim jest w literaturze? Może ktoś zna inne bohaterki o tym imieniu. Chętnie poznam je i ja. 


___________________________
*A.J.Cronin, Gwiazdy patrzą na nas, PAX ,1958 r.przeł. Józef Szpecht,str.450-451....


      
     

niedziela, 26 lipca 2015

Anna na balu - "Anna Karenina" - fragment z dedykacją.....



                        Poniższy  fragment z Anny Kareniny wzbogacony zdjęciami z filmu, w którym w rolę Anny wcieliła się Tatiana Samojłowa dedykuję wszystkim blogującym Annom.





Dodaj napis
            




     Kitty widywała Annę codziennie, była  w niej zakochana i wyobrażała ją sobie koniecznie w sukni lila, teraz jednak, ujrzawszy ją w czarnej sukni, przekonała się, że nie miała dotąd pojęcia o całym uroku Anny. Zobaczyła ją teraz zupełnie inną, niż się spodziewała. Zrozumiała teraz, że Anna nie mogła być w sukni lila. Urok Anny na tym właśnie polegał, że zaćmiewała swą własną toaletę, tak że ta stawała się na niej jakby niewidoczna. Tej czarnej sukni 

źródło


ze wspaniałymi koronkami również nikt nie dostrzegał, tworzyła jedynie ramię: widać było tylko samą Annę, naturalną, prostą, wykwintną, a zarazem wesołą i ożywioną. 







_________________________________
Lew Tołstoj, Anna Karenina,PIW,1986 r.,przeł. K. Iłłakowiczówna, str.91

piątek, 24 lipca 2015

Motyle i cytaty..........


                              
                                       Motyle wymyślają cudowne bajki, by je podszeptywać kwiatom. 

                                                                                                                            Curzio Malaparte








 … pamięć jest jak motyl: zanim pomyślisz, już ulatuje przez okno. 


                                                                                          Susanna Clarke, Wzgórze pokus




Szczęście jest jak motyl: kiedy usiłujesz je złapać, zawsze wymyka ci się z rąk. Ale jeśli cichutko usiądziesz, to może samo do ciebie przyleci. 
                                                                                    Nathaniel Hawthorne



Miłość jest jak motyl – piękna, bajeczna, ale trudna do złapania. 

                                                                                                                                      nieznany


_____________________________________ Cytaty pochodzą ze strony a zdjęcia są mojego autorstwa.

czwartek, 23 lipca 2015

Maria Andriejewna Tołstoj przyjmowała w piątki........Aleksander Minkowski /fragment/.






     Właśnie skończyłam czytać nabyty w jakimś allegrowym antykwariacie zbiór opowiadań a raczej snutych przez Minkowskiego opowieści o Ameryce lat 60-tych, a przede wszystkim o losie polskiej emigracji zarobkowej z tych lat. To była znakomita i momentami ogromnie poruszająca lektura, i zgadzam się z tym co przeczytałam na skrzydełku obwoluty tej książki, że : "Autentyzm postaci i zdarzeń w tych opowiadaniach sprawia, że niektóre mają wręcz charakter dokumentarnego zapisu".

       Poniższy interesujący fragment,  przytaczam ze względu na Wojnę i pokój.                            


      " Te piątkowe przyjęcia u Marii Andriejewny Tołstoj! Kocioł barszczu ukraińskiego pełnego jarzyn i mięs, szynka "Krakus" upieczona w całości na słodko, z plastrami ananasa, kompania butelek w kuchni, na ruchomym stoliku, każdy w chodzi ze szklanką, nalewa sobie, co lubi, wyciąga z zamrażalnika garść lodowych kulek, doprawia sodową, tonikiem, dżindżerelem. W salonie na kanapie króluje złotowłosa smukła starucha, w prostej linii wnuczka Wojny i pokoju, uśmiechnięta łaskawie, hrabina Maria Andriejewna - przyrzeka obdarować tytułem swego przyjaciela i szefa, młodego profesora Alexandra, kiedyś ma się rozumieć, tylko nie bardzo wiadomo kiedy, w jaki sposób, bo o adopcji mowy nie ma, o małżeństwie również.Alexander jest kierownikiem katedry slawistyki, zna się na na ruskim folklorze i twórczości Turgieniewa, hrabina Maria ma u niego lektorat języka rosyjskiego. Salon Wnuczki jest pełen książek, zżółkłych fotografii i bibelotów. Co piątek te same twarze; Sasza ze swoim przyjacielem, jedna gruba pani, olbrzymi Frank, tancerka, chłopiec tancerki, czasem Ira Goetz. Maria Andriejewna mieszka kilkaset metrów od Harlemu, trochę strach wieczorem iść tamtędy, trzeba mieć  mocne nerwy albo samochód. Hrabina nie boi się. Może ten duch żołnierski jest w niej po Dziadku, który objawił historykom i strategom równie zaskakującą, co prawdziwą wersję bitwy pod Borodino, całkiem odmienną od powszechnie wówczas uznanej, najpierw grzebał w papierach, potem włóczył się po okolicy bitewnej, rozważał, mózgował, przymierzał się - wreszcie machnął Wojnę i pokój, która jest arcydziełem literackim, lecz także dokumentem do studiowania w akademiach wojskowych. A hrabina odparła atak czarnoskórego bandyty. Próbował wyrwać jej torebkę, kiedy wracała wieczorem z zajęć na uczelni, śmignął wielkim majchrem, nie pomogło; przytrzymując torbę, w której były całe miesięczne pobory, Wnuczka, w nieco-rosyjskiej-angielszczyźnie, wyjaśniła napastnikowi, że musi opłacić komorne, jadać przynajmniej raz na dzień i dojeżdżać do pracy - zaproponowała podział. Targowali się trochę, bandyta argumentował, że jest bez pracy i ma chora matkę, przyciskał nóż do biustu hrabiny. Ustąpił jednak, zadowolił się połową."



______________________

Aleksander Minkowski, Vanesca z hotelu"Manhattan",PIW,1976 r. "Problem Huntforda" str. 136

piątek, 17 lipca 2015

Za mało szeptuchy W "Szeptusze"............







       Książka, o której jest ten post trafiła do mnie z wymiany na Finta.pl . Sporo o niej czytałam dobrego więc jak trafiła się okazja by  ją zdobyć bez  pieniądzy to z niej skorzystałam. 
"Szeptucha" to pierwsza książka Iwony Menzel, jaką do tej pory przeczytałam a jest to jej szósta książka. Nie wiem czy przeczytam coś więcej, ale być może coś jeszcze, jeżeli biblioteka posiada jej książki. 

       Powieść Iwony Menzel przeniosła mnie do krainy, której nie znam. Podlasie bowiem, gdzie autorka umieściła akcję swej książki, dla mnie jest wielką niewiadomą. Nigdy tam nie byłam i jeżeli cokolwiek wiem to tylko z już wcześniej czytanej literatury, a to jest niewiele jak na tę rozległą i niezwykłą krainę. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to region, który swą historyczną przeszłością, dzikością nie zamieszkałych terenów oraz  kolorytem folkloru pobudza wyobraźnię. 

      W zasadzie nie do końca wiem czego spodziewałam się po książce, której tytuł wyraźnie wskazuje, że jej bohaterka będzie taką naszą "babką" czyli raczej starą kobietą zajmującą się leczeniem za pomocą ziół,  zamawianiem i zdejmowaniem uroków. Ale oczekiwałam jednego a mianowicie tego co, jako posiadająca chłopskie  korzenie, lubię bardzo, czyli specyficznego klimatu wiejskiego jako  tła dla poczynań bohaterki i to dostałam. Okazało się tylko, że tytułowa bohaterka -  Oleśka od nazwiska Oleszkiewicz, czy też Olena od Heleny - nie jest starą lecz młodą kobietą, która jako narratorka wprowadza nas w swoje życie i życiowe niepokoje oraz rozterki rozgrywające się na tle wsi Waniuszki i wśród zamieszkujących ją mieszkańców. W tych właśnie Waniuszkach, gdzie czas płynął wolno odmierzany zmieniającymi się porami dnia i roku, gdzie ludzie jeszcze żyli własnym - odwiecznym -  rytmem,  mieszkała Oleśka -  porzucona jako niemowlę przez matkę -  ze swą babcią Walentyną, słynną na całą okolicę a może i dalej szeptuchę, pod drzwiami domu której codziennie od wczesnego rana ustawiały się kolejki potrzebujących pomocy.  Oleśka dorastała więc  w atmosferze babcinych szeptów modlitewnych, zaklęć i okadzeń oraz w towarzystwie suszonych ziół. Siłą rzeczy czując się osamotniona wśród swoich rówieśników z powodu bycia bajstrukiem po naszemu bękartem, bo była dzieckiem nieślubnym, a także w związku z profesją babci najwięcej czasu z nią spędzała,  mimo woli nabywając szeptusze umiejętności. Ale same umiejętności to jednak nie wszystko. Oleśka  odziedziczyła  po swej babci ten specjalny dar do rozpoznawania dolegliwości i intuicję, jakiś szósty zmysł,  dzięki któremu potrafi rozpoznać właściwości ziół i odpowiednio je stosować. Obdarzona została jeszcze jedną, ponad naturalną zdolnością, ale jest ona czymś co ją przeraża. Oleśka po maturze chce iść  na studia.....by zostać lekarzem, lecz los płata jej figla. Nagle umiera babcia, a gdy budzi się po pogrzebie za oknem już czeka tłumek babcinych "pacjentów". I tak zamiast zostać lekarzem Olena zostaje najmłodszą szeptuchą.

      "Szeptucha" jest,  czego po tytule się nie spodziewałam, powieścią wielowątkową, przez fabułę której przewija się sporo, mniej lub bardziej, dobrze zarysowanych i interesujących a zarazem  barwnych postaci, bo też każdy wątek ma swoich bohaterów. A oprócz wątku szeptuchy tu mamy wątek historyczny - ziemiański, wątek zmian oblicza Podlasia pod wpływem napływających obcych działających w biznesie "folklorystycznym" i  dwa mroczne, a nawet przerażające wątki z przeszłości. Jest też i romans, w który wdaje się Oleśka głodna być może bardziej przeżyć erotycznych niż uczuciowych.

       Ogólnie rzecz biorąc "Szeptuchę" czyta się dobrze i z zainteresowaniem do czego przyczynia się lekki i obrazowy język zaprawiony  humorem, który przejawia się w żartobliwym dystansie z jakim podchodzi  bohaterka do siebie i otoczenia. Widać również, że Iwona Menzel dołożyła wszelkich starań, by powieść nie tylko bawiła, ale by w jakimś stopniu dostarczyła również wiedzy o dzisiejszym i niegdysiejszym Podlasiu.  Ale jednego mi jednak w niej brakło. To tej tytułowej szeptuchy, której absolutnie w treści jest za mało. Gdzieś tak momentami ginie mi ona w fabule przez zbyt moim zdaniem rozbudowane inne wątki i wielość postaci w nich występujących. Przez co i akcja traci swój rytm.
Ale mimo wszystko to książka, którą w letni czas dobrze się czyta i polecić ją mogę osobom ciekawym Podlasia oraz lubiącym powieści z niespieszną akcją.


_________________________

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Polacy nie gęsi.......

wtorek, 14 lipca 2015

Miłosna liryka Felicji Kruszewskiej na zakończenie dnia. / Brzoskwinie /






Brzoskwinie
Pijemy dziś herbatę w obrosłej winem altanie.

Ja jestem bardzo poważna, mówię ci grzecznie: Panie.



Siedzisz niedbale w fotelu i palisz papierosa.

Brzęczy gdzieś w cukiernicy łakoma duża osa.



Stonce się stacza ukośnie. Za chwilę topolę minie.

Podsuwam ci na paterze duże złotawe brzoskwinie.



Brzoskwinie świecą w krysztale, jak ciepłe różowe latarki,

pokryte są lekkim puszkiem, jak moja skóra na karku.



Lecz najpiękniejsza jest chyba ta, która leży na wierzchu,

różowi się i złoci w łagodnym błękitnym zmierzchu.



Okrągła, duża, pachnąca, wygląda, jak zapłoniona.

Jest pewno miła w dotknięciu, jak moje nagie ramiona.



Bierzesz ją lekko w palce, przymrużasz trochę oczy,

rozrywasz ją ostrożnie, sok ci po palcach broczy.



Wyjmujesz serce-pestkę (sok w niej upojny chlusta)

różowe, słodkie mięso wkładasz w najdroższe usta.



Nagle pochylasz ku mnie młode, wysmukłe ciało

i pytasz bardzo serdecznie: Mój Boże! Co pani się stało?



Nie umiem odpowiedzieć, a łzy mi płyną, płyną...

chciałabym... Tak! Właśnie bym chciała być tą różową brzoskwinią!



 ________________________________
Wiersz zaczerpnęłam ze strony .
Zdjęcia są mojego autorstwa a brzoskwinie z mojego ogrodu. Wprawdzie nie paterze, lecz na drzewie jeszcze.



poniedziałek, 13 lipca 2015

Krystyna i Andrzej Mansonowie na urlopie......."Cytadela" A.J.Cronin.


            Tym wpisem rozpocznę cykl postów z fragmentami moich ulubionych książek. Dzisiaj jest to letni, urlopowy,  fragment z  Cytadeli A.J. Cronina, o której pisałam na blogu po kolejnym jej przeczytaniu i stwierdzeniu, że jej czytanie dało mi tyle samo pozytywnych emocji co wówczas, gdy czytałam ją po raz pierwszy.  Bohater książki, doktor Andrzej Manson,  znajduje się na kolejnym można rzec wirażu życia zawodowego, które wciąż przynosi mu porażki.  I w oczekiwaniu na być może ważne zmiany w swoim życiu zawodowym a także małżeńskim, którym dała początek podjęta decyzja o przeprowadzce do Londynu,  wyjeżdżają oboje z Krystyną na miesięczny urlop do Bretanii.


     " Tego wieczoru przybyli do Sothampton i zajęli kabiny na parowcu, który miał ich przewieźć przez Kanał. Nazajutrz rano ujrzeli wschód słońca w St. Malo, a w godzinę później przyjęła ich Bretania.
      Dojrzewała pszenica, wiśnie uginały się pod brzemieniem owoców, kozy włóczyły się po ukwieconych pastwiskach. Krystyna obmyśliła, aby tutaj przyjechać - do prawdziwej Francji, a nie do galerii obrazów lub pałaców, do ruin historycznych lub zabytków. Postanowiła, iż unikną wszystkiego, co zalecały natrętne przewodniki podróży.
      Przybyli do Val Andre. 

źródło


Z małego hoteliku słychać było szum morza. Pachniały łąki. Sypialnia miała podłogę ze zwykłych, czysto wyszorowanych desek. Poranną gorąca kawę podano w grubych, niebieskich dzbanuszkach. Próżnowali przez cały dzień.
    - O Boże! - Powtarzał wciąż Andrzej. - Czy nie jest tu wspaniale, kochana? Nigdy, nigdy, nigdy, nie chcę spojrzeć na płatowe zapalenie płuc.
    Pili jabłecznik, jedli langusty, krewetki, ciastka i białe czereśnie. Wieczorem Andrzej grał w bilard z właścicielem ośmiokątnego stołu do gry. Udawało mu się niekiedy przegrywać w stosunku zaledwie pięćdziesiąt do stu.
    Było wspaniale, pięknie, nadzwyczajnie - określenia te pochodziły od Andrzeja. Wszystko było niepowszednie z wyjątkiem papierosów, jak zwykł dodawać". 


źródło


________________________________
*A.J.Cronin, "Cytadela", IW PAX,1984 r. przeł.Józef Szpecht,str.184-185

sobota, 11 lipca 2015

Tu się nic nie zmieniło.....


                 W kończącym się tygodniu fizycznie  spędzałam czas znów w rodzinnych stronach  mojego męża, gdzie tegoroczne lato ma kolor dojrzałej pszenicy 


i zapach miododajnej  gryki


a  czytelniczo głównie  na Podlasiu za sprawą pełnej uroku i specyficznego klimatu "Szeptuchy" Iwony Menzel, by w końcu zmienić całkowicie półkule i przenieść się na "Farmę" Johna Updike, z której to książki pochodzi cytowany przeze mnie fragment, w którym bohater książki Joey w trakcie wizyty wraz ze swoją drugą żoną i jej synem na rodzinnej farmie powraca do swoich lektur z przeszłości.

 

      

 "- Czy wyrzuciłaś te moje stare antologie opowiadań fantastycznonaukowych? - spytałem matkę.- Richard właśnie zaczyna lubić taką lekturę.
      - Daje mi rozkoszny dreszcz strachu - powiedział Richard.
      - Niczego nie ruszałam - odparła matka znużonym głosem, w którym kryła się nieuzasadniona nuta skargi.
      Podszedłem do półek przy oknie wychodzącym na stodołę, o tej porze widoczną jako jaśniejsza pustka w ciemności nocy, zasłaniającą gwiazdy; na półkach tyleż książek stało, co leżało, a pod broszurowymi tomikami Thorne Smitha i P.G. Wodehouse'a, które niegdyś bawiły mnie i których wystrzępione staromodne okładki wystarczały teraz, żeby wskrzesić wrażenie kurzu nasyconego pyłkiem kwiatów, a także nastrój długich bez końca letnich dni z okresu przed uzyskaniem prawa jazdy i możliwości ucieczki z farmy, znalazłem zachowane pewno cudem grube, spłowiałe egzemplarze z serii wydawanej przez Doubledaya w latach czterdziestych. Z czasem spłowiały nie tylko grzbiety, ale i brzegi okładek nie przykryte przez inne książki. Tą wystrzępioną przynęta skusiłem Richarda do pójścia wąskimi schodami na piętro".


________________________________

John Updike,"Farma",PIW,1967 r.,przełoż. Maria Skibniewska, str. 31-32

niedziela, 5 lipca 2015

Sentymentalnie.......



          Był taki czas, gdy sięgałam po każą nowo wydaną książkę Krystyny Siesickiej i czekałam na następne, by poznawać jej nowych bohaterów książkowych i wchodzić w ich świat.  Ten czas minął wprawdzie bezpowrotnie jednak część z nich pozostała  w mojej biblioteczce.




Nie jest ich dużo, ale jeszcze jestem przekonana, że mam "Zapałkę na zakręcie" czyli pierwszą część "Pejzażu sentymentalnego", lecz w tym momencie nie mogę jej odnaleźć w swoim bałaganie bibliotecznym.

         
źródło




    




      

      Dzisiaj z sentymentem wracam do czasu swojej wczesnej młodości a z nią właśnie wiążą się nierozłącznie książki Krystyny Siesickiej, która jak wczoraj wieczorem, z przykrością,  dowiedziałam się  zaglądając na stronę avioli  już nie napisze żadnej książki. Pozostawiła po sobie jednak sporą spuściznę. Mój romans z jej powieściami zakończył się wprawdzie  wraz z upływającym czasem gdzieś w latach 80-tych, ale chętnie przyglądnę się ofercie bibliotecznej, by cokolwiek jeszcze poznać z jej późniejszej twórczości. 






      Pisarze bywa wcześniej czy później również przenoszą się na druga stronę, ale nie zabierają ze sobą swej twórczości. Korzystajmy więc z niej.

 Okazuje się, że posiadam dwie książki "Między pierwszą a kwietniem" więc gdyby był ktoś chętny na nią z przyjemnością wyślę. Książka nie jest nowa i nosi wyraźne  ślady czytania. Ja też chyba nabyłam ją nie nową.

Kto pierwszy pod tym postem wyrazi chęć jej przeczytania ten ją otrzyma.

sobota, 4 lipca 2015

Mała sobotnia zagadka z nagrodą.....




      Jak już pisałam poprzednio w środę odwiedziłam rodzinnie Zakopane, ale zanim tam dotarliśmy pojawiliśmy się na Gubałówce wędrując od parkingu pieszo. Po drodze więc podziwialiśmy górskie widoki i spotykaliśmy  góralskie bryczki.


Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na osoby czytające książki. Na Gubałówce młoda osoba czytała Sparksa, jakiś nowy tytuł, a nasz parkingowy w Zakopanem w  każdą wolną chwilę też zagłębiał się w lekturę książki, o tytuł której oczywiście nie omieszkałam zapytać.
A że tak było to potwierdza moje zdjęcie.



I w związku z tym zdjęciem małe pytanie, mała zagadka. Jak sądzicie jaką książkę czytał ten młody mężczyzna?
Myślę, że zagadka łatwą nie jest, bo książka jest tylko w zarysie  więc mała podpowiedź:

- autor całe swoje życie przeżył w XX wieku a  pochodzi z włoskiej rodziny, ale urodził się w nowojorskiej dzielnicy,

- książka była sfilmowana ...i książka i film odniosły sukces

Osoba, która pierwsza odgadnie  jakiej książce poświęcał każą wolną minutę nasz anonimowy parkingowy otrzyma w prezencie fajne letnie czytadło :



Zapraszam do zabawy i życzę udanej soboty. To dla Was mój wczorajszy gość.



Na odpowiedzi czekam do jutra...

piątek, 3 lipca 2015

Piątek z poezją w górach.......



 
                                              Tu
 
Tu
nie ma pięknych słów
Tu one nic nie znaczą

- tu są
takie miejsca w skale
które nigdy
słońca nie zobaczą

- tu są
takie miejsca
na ziemi
gdzie najcenniejsze
milczenie


                        Aleksander Wojciechowski (1930-1982)




_________________________________________________________

Wiersz zaczerpnęłam ze strony .
Zdjęcia oczywiście moje.

czwartek, 2 lipca 2015

Czytelniczy czerwiec, czerwcowe nabytki książkowe, co czytam i mała letnia dygresja ........




            I już lipiec, od kilkunastu dni mamy lato i zaczął się czas wakacji i urlopów. Ja się nigdzie nie wybieram,  jak co roku już od lat, ale wczoraj udało mi się zrobić z rodziną wypad do Zakopanego i  po napawać wzrok widokiem naszych gór. Ostatni raz byłam tam przed kilkoma laty. Wprawdzie Tatry były mało widoczne, bo przejrzystość powietrza była kiepska i widzieliśmy w zasadzie tylko zarysy gór, ale i tak radość była ogromna, bo widok z Gubałówki zapierał dech w piersiach mimo wszystko.


Jeżeli chodzi o centrum Zakopanego to przewalające się po nim  tłumy turystów i nachalna reklama mogą skutecznie odstręczyć od pobytu w nim. 


Wolę już spokój i ciszę swojej miejscowości.
Post jednak jest nie tylko o wycieczce  i o tym co widziałam, ale i o tym co czytałam w czerwcu, co czytam i o tym co pojawiło się w mojej biblioteczce. A udało mi się przeczytać tylko cztery i aż cztery książki:

 O Książkach Willi Cather już pisałam. Natomiast jeżeli chodzi o "Dracha" i "Koniec świata w Breslau" to tylko wspomniałam cokolwiek o odczuciach jakie lektura tych książek u mnie wywołała. Być może w przyszłości ukażą się posty o nich.

W czerwcu moja biblioteczka powiększyła się o trzy książki, z których tylko jedną nabyłam.


 Dotarły do mnie wygrane, o czym pisałam już 


Przywłaszczyłam sobie, ale za wyrażoną zgodą 


 który podczytuję.

I nabyłam w Biedronce


Planów na lipiec nie robię, bo czasu mieć będę niewiele wolnego. Na razie czytam"Szeptuchę" Iwony Menzel. A co wyciągnę z półek jako następną to się okaże. Wprawdzie dla mojego czytelnictwa nie ma znaczenia czy to czas letni, czy jakikolwiek inny, ale jak widzę "Szeptucha" świetnie się wpisuje w letni czas.