sobota, 31 grudnia 2016

Jak zrealizowałam wyzwanie "mini czelendż 2016".......czyli o przeczytanych książkach hurtem.....


             Wiele osób już robi podsumowania roku 2016 a ja zostawię to sobie na początek stycznia. A dzisiejszym postem podsumuję wyzwanie ejotek, do którego przystąpiłam na początku roku, a które w sumie czytelniczo zrealizowałam. Brakuje mi "tylko" opinii, które w tym roku są na moim blogu prawdziwą rzadkością. Po prostu się mi w mijającym roku nie pisało. 

         W wyzwaniu  Mini czelendż 2016, bo o nim tu mowa zobowiązałam się przeczytać : 

1/ Książka pożyczona - "Wiwisekcja" Patrick White
2/ Książka nieznanego mi autora - "Mr. Pebble i Gruda - Mariusz Ziomecki
3/ Książka z kiepską okładką - "A właśnie tak" - Justyna Szymańska
4/ Książka będąca pierwszym tomem trylogii - "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - Stieg Larsson
5/ Książka 3-letnia - "Dworzec ZOO - David Downing


i przeczytałam. Aby jednak uznać go za zrealizowane dzisiaj potraktuję cztery książki zbiorczo, ale o każdej coś napiszę oczywiście oddzielnie. Przy czym muszę się posłużyć opisami 
fabuły książek z ich okładek.




              Mariusz Ziomecki to zupełnie do tej pory nieznany mi autor. Do kupienia sobie tej książki zainspirował mnie post Beznadziejnie zacofanego w lekturze i muszę przyznać, że nie żałuję. Jestem z tego samego pokolenia co bohater książki i jego przyjaciele więc z zainteresowaniem wczytywałam się w jej wielowątkową treść, w której bogate w wydarzenia intrygujące wątki współczesne przeplatają się z równie bogatymi wspomnieniami bohatera dotyczącymi lat od 50 do 80-tych ubiegłego wieku. Jan Kamyk, uznany już w kraju poeta, po samobójczej śmierci żony, która nastąpiła wskutek ostracyzmu jakim niesłusznie została dotknięta przez przyjaciół i środowisko opozycyjne, emigruje wraz z synkiem do USA i zrywa wszelkie kontakty z rodziną, przyjaciółmi i krajem. Tam zmienia nazwisko na John Pebble a jego poezja powstaje w języku angielskim. Po ponad dziesięciu latach z niechęcią, ale jednak, powraca, by spotkać się z przyjaciółmi, którzy podjęli próbę wyjaśnienia winnych zdrady, która zaprowadziła grupę opozycjonistów z ich paczki do więzień a później po raz drugi, gdy dowiaduje się, że umierający jest jego ojciec. Tym razem przylatuje z synem Antonim, który dzięki temu poznaje rodzinę swego ojca i matki a sam w pewnym sensie ma wpływ na to, że Jan zaczyna się odnajdywać w klanie Kamyków, z którym nie czuł się uczuciowo związany.
             "Mr. Pebble i Gruda" to prawdziwa cegła, prawie 900 stron pisane dość drobnym drukiem więc czytałam ją cały grudzień, ale nie dlatego żeby mnie  nudziła, lecz z braku czasu, który nie pozwalał mi ją mimo objętości szybko pochłonąć i zatopić się w nurcie snutej przez Autora sagi rodu Kamyków na przestrzeni wielu dziesięcioleci. W powieści bardzo dużo się dzieje, bo też szeroki jest zakres czasowy jej akcji a wątki współczesne powiązane są mocno ze wspomnieniowymi, gdyż przeszłość jest tu bardzo istotnym czynnikiem, determinującym postępowanie głównego bohatera, który wolałby nie powracać do bolesnych spraw, które zaważyły nawet na wieloletnich przyjaźniach. Autor  prawdopodobnie wykorzystał w powieści sporo własnych doświadczeń i wspomnień ...był opozycjonistą, emigrował i wyprowadza  czytelnika również poza Warszawę w dolinę Drwęcy, gdzie sam czuje się tak dobrze, jak bohaterowie jego książki. I dlatego jest ona taka prawdziwa......chociaż momentami czyta się ją jak powieść sensacyjną. A mimo woli w trakcie czytania nasuwają się pytania pytania : kto być może nawet ze znanych osób kryje się za postaciami występującymi w książce? 
            Mimo stylu w jakim napisana jest książka, wydawało by się lekkim, potoczystym jak nurt Drwęcy, która jest jedną z jej bohaterek, nie do końca jest to łatwa lektura. Zawiera bowiem ona również sporą dozę wiedzy historycznej, która wymaga od czytającego przynajmniej minimum własnej wiedzy w tym względzie, gdyż cofnie się aż do początków II Rzeczpospolitej. 
          "Mr. Pebble i Gruda" ma wiele atutów natury literackiej, a jednym z nich są liryczne wiersze Jana Kamyka rozpoczynające każdy rozdział a także fakt, że czuje się iż ta proza była pisana przez kogoś komu poezja w duszy gra. A poza tym jest to książka o różnych odmianach miłości i trudnych relacjach rodzinnych, które szczególnie doskwierają, gdy jest się nadwrażliwcem, jak Jan Kamyk. Również o tym, że warto wychodzić sobie naprzeciw, warto wybaczać i warto nie rezygnować z uczuć.

              W trakcie czytania "Mr.Pebble i Grudy" również niestety mi dwukrotnie zazgrzytało. Szkoda wielka, że Autor tak zohydził wizerunek księży jakiejś parafii warszawskiej i to z czasu, gdy kościoły stały otworem dla opozycjonistów. I zastanawiam się ile mogło by być prawdy w tym co nam Pan Ziomecki nie zawahał się napisać......, bo czyż faktycznie mogło być tak, że jeden z księży, stary proboszcz, molestował bohatera w trakcie nauk przedmałżeńskich  a drugi pijany w sztok dawał mu ślub? Muszę przyznać, że zostałam tą sytuacją niemile zaskoczona i to zepsuło mi odbiór książki. 
Także wątek kresowy, w którym teść bohatera, Żyd, wspomina jakieś spalenie przez miejscowych Polaków Żydów w synagodze wzbudził we mnie mieszane uczucia, gdyż nigdzie nie znalazłam jakiejkolwiek wzmianki o tym, by Polacy na Kresach w czasie niemieckiej okupacji takich aktów dokonywali.
Nie wszystko da się traktować jak li tylko fikcję literacką.....szczególnie, gdy może to negatywnie rzutować na mniejszą czy też większą grupę społeczną.




          "A właśnie, że tak" to druga po "Grze o miłość" książka Justyny Szymańskiej jaką przeczytałam. Jak i poprzednia ta również opowiada o kobietach z różnych pokoleń. I podobnie jak w tamtej najbardziej odważną jest najstarsza z nich.....to ona potrafi się już w pełni  cieszyć życiem i tym próbuje zarazić młodsze motywując je do działania. Okazuje się, że warto marzyć i nie rezygnować z tych marzeń, a gdy nadarzy się okazja, by coś w swoim życiu zmienić nie bać się tych zmian, bez względu na wiek i stan, tylko odważnie wychodzić im na przeciw.  A wtedy, gdy my stajemy się szczęśliwi to i wszystko wokół nabiera innych wymiarów. "A właśnie, że tak" to ciepła opowieść o perypetiach życiowych, o niespełnionych marzeniach i wynikającego z tego zgorzknienia, które dopada nas na różnych etapach życia i bez względu na wiek, o stagnacji, którą ciężko przełamać mimo popadania w frustrację. Ale przede wszystkim o tym, że to od nas zależy jak żyjemy, czy się poddajemy i wiecznie narzekamy, czy jednak staramy się o siebie zawalczyć nawet z najbliższymi, którzy w zasadzie nie mają wyjścia....muszą postarać się zaakceptować nowe i zobaczyć w nas nie przedmioty a osoby.

Autorka swych bohaterek i ich perypetii nie traktuje lekko, ale jednak z pewną dozą humoru co sprawia, że jest to lektura nieskomplikowana, w trakcie której kibicuje się z sympatią  każdej z nich :
-  Alinie, która wreszcie da - poprzez catering - upust swemu kulinarnemu zacięciu i postanowi wyjechać, mimo niezadowolenia męża, do sanatorium,
- Jolce, która wreszcie zacznie się realizować jako fotograf , ale zrozumie również kto jest ważny w jej życiu,
- Irenie, która pojmie, że w jej wieku jeszcze można ułożyć sobie życie, i że to żaden wstyd nie być wieczną wdową,
- Klarze, która w końcu zrozumie, że mąż nigdy do niej nie wróci i że traci tylko czas próbując nakłonić go do powrotu.








    

"Dziennikarz i wydawca magazynu Millenium" Mikael Blomkvist ma przyjrzeć się starej sprawie kryminalnej sprzed czterdziestu lat, kiedy zniknęła bez śladu Harriet Vanger.
Do pomocy dostaje Lisbeth Salander, młodą, intrygującą outsiderkę i genialną researcherkę. Blomkvist i Salander tworzą niezwykły team. Wspólnie szybko wpadają na trop mrocznej i krwawej historii rodzinnej". 

          Tej książki chyba specjalnie nie muszę rekomendować. Miłośnicy kryminałów z pewnością mają całą trylogię za sobą już bardzo dawno a i sporo innych czytelników też być może ją poznało, gdyż to chyba najgłośniejsza skandynawska seria kryminalna. 
          Całą serię Millenium podarowałam kilka lat temu córze w prezencie pod choinkę. Ona przeczytała ją od razu a ja dopiero pierwszy tom w tym roku. Nie znam kryminałów skandynawskich, bo też i kryminały czytam niezmiernie rzadko, ale muszę przyznać, że "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" mnie pozytywnie zaskoczyli. Powieść wciąga mocno swą treścią a wszystkie jej wątki, czyli zarówno ten dotyczący afer gospodarczych, o które potknęło się wydawnictwo Millenium, jak i kryminalne, które przychodzi rozwiązywać bohaterom I tomu są tak emocjonujące i intrygujące, że pochłaniałam  tę powieść ze wzrastającym zainteresowaniem czekając z napięciem na finał jej mrocznej, pełnej nowych zagadek fabuły. To doskonała literatura kryminalna, która od początku do końca trzyma w napięciu i nie pozwala czytelnikowi ochłonąć z silnych wrażeń, jakich mu dostarcza. Dzisiaj, po jedenastu latach kiedy powieść powstała, już wiele zmieniło się  na polu informatyki, która poprzez osobę Lisbeth jest w książce bardzo mocno eksponowana i wykorzystywana w fabule. Dla mnie to wszystko czarna magia i dzisiaj, ale byłam pod wrażeniem tego jak szeroko można było już wtedy wiedzę i umiejętności informatyczne wykorzystywać. 
               Ale ta powieść to nie tylko doskonały kryminał. Stieg Larsson, który sam był dziennikarzem, zwrócił w niej uwagę na społeczne patologie nękające Szwecję. Afery gospodarcze, korupcja i problem ogromnej przemocy stosowanej wobec kobiet, co mnie osobiście ogromnie zaskoczyło. Ale biorąc pod uwagę jakim społeczeństwem jest Szwecja fakt ten jednak niezbyt dziwi. Jego bohater jednak, Mikael Blomkvist, odbija na tle tego wizerunku bardzo pozytywnie i może dlatego również z przyjemnością sięgnę po kolejny tom...jak sobie go dokupię, bo niestety pożyczyłam go i do mnie nie wrócił.







            Jak przeczytałam na skrzydełku okładki : " Dworzec ZOO to fikcyjna opowieść, jednak dołożono wszelkich starań, aby utrzymać ją w ramach historycznego prawdopodobieństwa. Wzmianki o planowanym przez nazistów wymordowaniu osób upośledzonych umysłowo zostały oparte głównie na wyczerpującej pracy historycznej Michaela Burleigha Death and Deliverance, i nawet najbardziej nieprawdopodobne sytuacje wzmiankowane w książce są przygnębiająco autentyczne". 

A zatem książka oprócz interesującej sensacyjnej fabuły posiada również w pewnym stopniu walory poznawcze. Należy do nich także sytuacja, której świadkiem staje się bohater powieści, John Russel, w wolnym mieście Gdańsku w nocy z 31 grudnia 1938 na 1 stycznia 1939 roku. A był to wstrząsający, obraz w którym uczestniczyli Niemcy i żydowskie rodziny, których dzieci zgodziła się po Kryształowej Nocy przyjąć Wielka Brytania. Rozpacz matek, krzyk wylęknionych, pakowanych do pociągu dzieci, które nie rozumiały dlaczego muszą opuszczać rodziców i bezwzględne, pełne okrucieństwa, postępowanie Brunatnych Koszul poruszyło do głębi angielskiego dziennikarza, który stawał się świadkiem zła, jakie opanowało hitlerowskie Niemcy. 
            John, który nosił w sobie jeszcze, jako były żołnierz, obraz okrucieństwa I wojny światowej uważał, że wszyscy, którzy brali w niej udział zostali trwale naznaczeni jej doświadczeniem. Według niego wojna pozostawia po sobie niezatarte ślady w psychice i już nigdy nie jest się tym samym człowiekiem, jakim się było przed jej doświadczeniem. Dlatego z rosnącym przerażeniem obserwował parcie Niemiec do nowej wojny i gdyby nie to, że nie chciał tracić kontaktu ze swym synem, który mieszkał w Berlinie z matką a także ze swą przyjaciółką piękną Effi Koenen, z którą był w juz w dłuższym związku, opuściłby ten kraj jak najszybciej. Z tych dwu powodów zostaje.
Nie będzie się jednak tylko biernie przyglądał szaleństwu jakie Berlin ogarnia w coraz większym stopniu.  Uda mu się na zachód przekazać dokumenty dotyczące planowanej eksterminacji osób upośledzonych a także pomóc rodzinie żydowskiej w wydostaniu się z Niemiec.  
              Jeszcze w trakcie pobytu w Gdańsku John, nie bardzo mając wybór, przyjmuje zlecenie napisania serii  artykułów dla moskiewskiej "Prawdy" o dobrodziejstwie jakim jest dla zwykłych Niemców nacjonalizm. Ma świadomość, że sowieci będą chcieli od niego również innych usług jednak sądząc, że będzie się mógł temu przeciwstawić zgadza się na współpracę. To z czasem przysporzy mu wielu kłopotów, gdyż stanie się obiektem zainteresowania przez Gestapo a i jego rodacy będą życzyli sobie od niego usług wywiadowczych. Współpraca z "Prawdą" sprawi, że zanim wybuchnie odwiedzi Kraków, którym się zachwyci i wpadnie do Pragi w czasie, gdy już się zaczną ważyć się losy Czechosłowacji.
Zadania, które ma do wykonania są trudne z punktu widzenia jego bezpieczeństwa niemniej ryzykuje i wygrywa.
              Książka oprócz swego sensacyjnego charakteru w swej warstwie społeczno - obyczajowej oddaje bardzo dobrze klimat roku 1939 jaki dominował w Niemczech. Wprowadza czytelnika w gęstą atmosferę jaka panowała w Berlinie przed wybuchem wojny, pozwala poznać nastroje jego mieszkańców....Strach i niepewność jutra w prześladowanej społeczności żydowskiej, obawa jednych Niemców przed drugimi...donosicielstwo było na porządku dziennym a w tle funkcjonujące już na terenie Rzeszy obozy dla jej wrogów.
                "Dworzec ZOO" czytało mi się  bardzo dobrze a moje zainteresowanie poszczególnymi wątkami  wzrastało ze strony na stronę, gdyż  nie tylko wątki sensacyjne trzymały mnie w napięciu. 
A poza tym  sympatię wzbudził we mnie  zarówno John, jak i jego ukochana Effi, ale także jego synek, który wychowywany przez matkę i jej nowego męża, oddanego sprawie Rzeszy i hitlerowski system ma problemy z odnalezieniem się w tej sytuacji, gdy ojciec stara się delikatnie kształtować jego poglądy...co niestety jest niezmiernie trudne.
                           David Downing ujął mnie w swej powieści również tym, że nie  epatuje czytelnika seksem. Uczucia, które łączą głównych bohaterów są delikatne a ewentualne uniesienia są tak subtelnie opisane, że pozwalają, by je sobie czytelnik sam wyobraził. To dla mnie duży plus w lekturze, która  tak przypadła mi do gustu, że żałuję iż na razie nie wydano kolejnych książek kontynuujących serię o Johnie Russelu i Effi Koenen. Z przyjemnością bym im znów potowarzyszyła.

Uf!!! Udało się rzutem na taśmę....

__________________________________

Mr.Pebble i Gruda - Mariusz Ziomecki /903 str./

czwartek, 29 grudnia 2016

Zanim nadejdzie nowy rok - Do siego roku!



               Rok 2016 się nam zbliża ku nieuchronnemu końcowi i już niedługo będziemy go odliczać na godziny i minuty, oczekując Nowego i tego co nam przyniesie. Tak jak nie lubię robić planów tak samo obrachunków. Rok mija i już,  i będzie kolejny....jeżeli go tylko doczekamy. A czy lepszy, czy gorszy to się okaże...tym bardziej, że każdy z nas pewno czego innego oczekuje. 

           Ja rzutem na taśmę  jeszcze usiłuję przynajmniej zaliczyć wyzwanie mini czelendż 2016 i piszę hurtowy post, nad którym mi zejdzie pewno do jutra a pojutrze już Sylwester.

A wszystkim, którzy do mnie zaglądną zanim będziemy sobie składać życzenia Nowo Roczne  życzę na razie, byśmy doczekali 2017. 

                 A zatem  

                                                 DO SIEGO ROKU !

czwartek, 22 grudnia 2016

"Przyszła nareszcie chwila ciszy uroczystej......".



„Pokłon pasterzy” (1618 rok) Hermana Hana. Olej na desce znajduje się w Katedrze Wniebowzięcia NMP w Pelplinie. 



Przyszła nareszcie chwila ciszy uroczystej,
Stało się – między ludzi wszedł
Mistrz – Wiekuisty



Przytaczając te słowa Cypriana Kamila Norwida chcę życzyć wszystkim czytającym mojego bloga spokojnego i radosnego czasu Świąt Bożego Narodzenia.


niedziela, 18 grudnia 2016

Pan Przypadek i mediaktorzy - Jacek Getner.


            Jak co roku od kilku lat jesienią pojawia się u mnie nowa książka Jacka Getnera, by mnie bawić swymi wątkami detektywistyczno-kryminalnymi jak i obyczajowymi. 



                Wzorem poprzednich -  czterech już - książek i tym razem tytułowy bohater, mający na imię Jacek a za nazwisko Przypadek ma do rozwikłania trzy zagadki o charakterze kryminalnym. Polem do popisu dla niezwykle błyskotliwego i równie skutecznego detektywa amatora, który swą przygodę w tej roli zaczął dwa lata wcześniej ot tak, z przypadku, tym razem stanowi środowisko mediaktorów, czyli redaktorów medialnych. 
               Wszystkie trzy historie łączy najgroźniejszy nieprzyjaciel Jacka, posiadający ogromne wpływy w wielu środowiskach lichwiarz Klempuch. Wiktor Klempuch, któremu Jacek zaszedł mocno za skórę  jest pamiętliwy i mściwy a teraz układa perfidną intrygę, która ma mu pomóc pozbyć się  wścibskiego detektywa raz na zawsze. Ale zanim to się wydarzy Pan Przypadek rozwiązuje zagadkę nagłej i zaistniałej w dziwnych okolicznościach śmierci znanego redaktora Zbyszka Brody oraz okoliczności doznania poważnego urazu przez znajomego tegoż, Kostrzewy, którzy zajmowali się sprawą "Wodagate" czyli próbowali nagłośnić sprawę prywatyzacji rzek, przy której mamy do czynienia z jakże aktualną  tematyką lobbingu. Jak zwykle robi to w błyskotliwy sposób, tym razem organizując prawdziwe show i emitując go w swojej internetowej telewizji.
               Nim jednak nasz bohater sam znajdzie się w poważnych tarapatach -  wskutek niecnych knowań Klempucha - pojawi się jeszcze sprawa zaginięcia redaktora Tomka Procha, który protestując przeciwko zbyt częstemu koszeniu trawników potężnie naraził się "Kosiarzom traw", dla których jest to lukratywny biznes.Tomek Proch potrzebny jest znanej czytelnikowi dziennikarce, Ani Sobani, do programu mającego za temat właśnie trawniki i częstotliwość ich koszenia. I to ona tym razem zleca Jackowi poszukiwania. Bardzo dziwnym w tej sprawie wydaje się być zachowanie dziewczyny Tomka, która twierdzi, że z nim nie chce mieć nic wspólnego.  Jackowi, w rozwiązaniu tej zagadki, pomagają  fioletowoskórzy z Sagankiem na czele.
               Intryga Wiktora Klempucha ma na celu totalne skompromitowanie Jacka Przypadka. W tym podłym zadaniu posłuży się on dwoma znanymi czytelnikowi prezenterami telewizyjnymi Fifką i Szołtysikiem, którzy już od dłuższego czasu prowadzą dzięki jego wsparciu program "Niepotrzebna prawda" wymierzony w Jacka. Program, który ma świetne wyniki oglądalności a nawet zaczął mieć wpływ na negatywne postrzeganie w eleganckich towarzystwach celowości mówienia prawdy sprawił, że Fifka i Szołtysik znów stali się najbardziej znana parą prezenterów. Kolejny z odcinków programu, nad którym teraz pracowali miał być najmocniejszym z serii i zupełnie pogrążyć postrzeganego przez nich Przypadka, jako znanego moralizatora, poprzez obnażenie jego obłudy i zakłamania. Miała im w tym pomóc zaproszona do programu Małgosia  Urbanek, która kiedyś krótko pomieszkiwała u Jacka a teraz utrzymuje, że urodziła jego dziecko, ale niestety finał tego przedsięwzięcia okaże się  niespodziewanie dla wszystkich dramatyczny. A Jacek Przypadek zaproszony przez samego Klempucha, który zawiódłszy się na Fifce i Szołtysiku wymyśla prawdziwie  szatański plan, chociaż ma świadomość, że  spotkanie ich obu, sam na sam, może się dla niego zakończyć źle podejmuje jednak to ryzyko. 
         
                    Tym razem bohater serii Jacka Getnera czuje się jakby mniej pewny siebie niż w poprzednich książkach. Czyżby dopadło go zmęczenie materii, ale nie fizyczne a raczej psychiczne? Ukochana dziewczyna, Basia,  z którą wiązał wszystkie życiowe nadzieje, a której zdjęcie zajmuje poczesne miejsce w jego mieszkaniu,  przestaje się do niego z tego zdjęcia uśmiechać, co go przyprawia o frustrację. Poważnie rozważany związek z Małgosią Urbanek okazuje się być niemożliwy do zrealizowania.  Po za tym czuje się śledzony, tym razem jednak nie przez komisarza Łosia, lecz przez kobietę, która na dodatek wydaje mu się znajoma i to również wzbudza jego niepokój. I słusznie, bo w jego życiu pojawia się kolejny wróg, tym razem śmiertelny, nie kryjący swej nienawiści. Czując, że jakby zabrnął z pewnymi sprawami za daleko robi rachunek sumienia i odwiedza znajomego kanonika, by odbyć spowiedź z całego życia. Ale nie zostanie rozgrzeszony, bo spowiednik nie wyczuwa w nim skruchy lecz tylko lęk. 
                     
                      Cała seria z Jackiem Przypadkiem jest interesująco toczącą się opowieścią z ciekawymi wątkami detektywistycznymi i równie interesującymi obyczajowymi, które przeplatając się ze sobą dają lekturę doskonale bawiącą czytelnika, ale i trzymającą w napięciu, tak jak powinna to robić bardzo dobra powieść tego typu.
I tym razem wątki kryminalne nie zawodzą. Są misternie skonstruowane i trudne do rozwikłania przez czytelnika a ich rozwiązanie potwierdza za każdym razem genialność bohatera, domorosłego skądinąd detektywa. Sporo nowego dzieje się również w fabule obyczajowej "Pana Przypadka i mediaktorów". Z ciekawie zarysowanymi, barwnymi, takimi z krwi i kości, postaciami serii każdy czytelnik już z pewnością się doskonale zżył, tak jak jest to w moim przypadku, i z przyjemnością  śledzi zawiłe meandry ich dróg życiowych oraz uczuciowych a także poczynań zawodowych. Lecz chociaż autor jak zwykle z dystansem i humorem traktuje swych bohaterów i ich bardziej lub mniej perypetie to jednak czuje się tym razem pewną dozę melancholii, która jakby emanuuje z głównego bohatera. 

                     Już ciekawi mnie, jakie też zagadki w następnej książce przyjdzie Jackowi Przypadkowi rozwiązywać, i jak autor będzie rozwiązywał problemy życiowe i zawodowe bohaterów wątków obyczajowych, a jest ich w serii sporo i to bardzo wciągających czytelnika.

                      Polecam nie tylko przyjemnie  się czytającego "Pana Przypadka i mediaktorów", ale również całą serię, jeżeli ktoś jeszcze jej nie czytał. To świetna lektura na zimowe wieczory, bo znakomicie łączy wątki detektywistyczne z ciekawie rozbudowanymi wątkami obyczajowymi a nawet można rzec społeczno -obyczajowymi, gdyż Jacek Getner okazuje się być bystrym obserwatorem tego co się obecnie dzieje w różnych sferach życia społecznego szczególnie stolicy i umiejętnie z humorem uwidacznia nie tylko nasze przywary, ale również to co dostrzega złego w działaniach w różnych dziedzinach życia gospodarczego, a co wyczuwa się doskonale w trakcie czytania.

Za książkę dziękuję autorowi.

niedziela, 11 grudnia 2016

Zaproszenie do konkursu, który jest równocześnie wyzwaniem.....



                           Dzisiaj chciałam Was zachęcić do wzięcia udziału w konkursie - wyzwaniu jaki na swoim blogu chce zorganizować Gosia 



Ja już prawie nie biorę udziału w wyzwaniach czytelniczych, ale  ten przypadł mi do gustu chociaż największe problemy mam nie z czytaniem, lecz z pisaniem postów o przeczytanych książkach.  Nie liczę wcale  na to, że ta zabawa mnie zmobilizuje do ich pisania, ale mam takie ciche postanowienie - nie noworoczne absolutnie, bo takich nigdy nie robię -  że coś tam o książce zaraz po jej przeczytaniu postaram się napisać. Krótko...będę się ćwiczyć w krótkich opiniach.

Dzisiaj piękny dzień...słoneczny i ciepły, jak na grudzień, więc życzę Wam miłego popołudnia, być może spędzonego na spacerze a nie tylko na czytaniu.

wtorek, 6 grudnia 2016

Wtorek z wierszem......Niespodzianka......



                Wreszcie zaczęłam pisać post o przeczytanej jeszcze w październiku kolejnej książce Jacka Getnera i mam nadzieję, że w tym tygodniu się ukaże. A dzisiaj będzie coś z poezji.

              Czytam i jestem już nawet w połowie książki, którą mnie zaintrygował beznadziejnie zacofany w lekturze. A jest nią posiadająca aż 901 stron powieść  Mariusza Ziomeckiego p.t."Mr.Pebble i Gruda". Czytam ją z dużym zainteresowaniem, bo też losy głównego bohatera, mieszkającego od wielu lat w okolicy Detroit w USA poety Jana Kamyka vel Johna Pebble, ukazane w czasie teraźniejszym i w retrospekcji na tle wydarzeń lat 60-tych po 90-te  są nietuzinkowe i przykuwają uwagę. Ale o samej książce, którą czytam jako ostatnią w ramach wyzwania Mini czelendż 2016 może uda mi się jeszcze w grudniu napisać.

            Dzisiaj, gdy czytałam ją wczesnym ranem, jeszcze w łóżku, trafiłam na stronie 412 na wiersz, którym mi się spodobał. Mr. Pebble po nocnej rozmowie ze swoim najmłodszym bratem Olem, który przekazuje mu pozdrowienia od Izy, szkolnej i chociaż przelotnej, ale jednak miłości, nagle , po raz pierwszy odkąd wymazał swą polską przeszłość z pamięci, odczuwa tęsknotę za krajem, za rodzeństwem, z którym mu nie zawsze było, jako wrażliwcowi, po drodze i za krainą dzieciństwa. I wtedy pojawia się Głos, który mu dyktuje wiersze, tym razem co odbiera z dużym zdziwieniem, nie po angielsku lecz po polsku. A jeden z nich to : 

"Niespodzianka

Powinno być inaczej
coś takiego nie miało 
prawa się zdarzyć
w ogóle

że pojawiasz się bez zaproszenia
a moje ja układa się 
na twoich kolanach jak zdradziecki kot,
ukojony ciepłem niespełnionych obietnic"



źródło
Wiersz ten postanawia wysłać Izie, do której czuje sentyment a może nawet coś więcej.


A ja dedykuję go wszystkim, którzy są nostalgicznym nastroju.

czwartek, 1 grudnia 2016

Co przyniósł mi blogowy "Mikołaj".......



            I już zawitał grudzień. Jedenaście miesięcy za nami a przed nam już tylko 31 dni do końca roku a właściwie 30. Rok pomaleńku dobiega końca w tym również ten czytelniczy. Ja już się przestałam na tym polu ścigać z czasem więc i te kilka wyzwań, w których wzięłam udział są z realizacją pod dużym zapytaniem, bo nawet jeżeli przeczytałam książki biorące w nich udział lub finiszuję z ich czytaniem to problem leży po stronie pisania o nich postów. W tym bowiem roku żadna siła  nie mogła mnie zmusić do pisania opinii ... totalne lenistwo umysłowe. Czytałam, czytam i stwierdzam, że książki mi się podobały, że się mi je dobrze, lub niezbyt dobrze, czytało i to wszystko, i jak tu pisać cokolwiek więcej. Chyba, że jakiś hurt zastosuję ......czego zazdroszczę części osób w blogosferze książkowej to polotu, ale chyba najbardziej umiejętności kondensacji treści...krótko, zwięźle a można wywnioskować czy warto sięgać po opisywaną książkę czy raczej sobie odpuścić. Jest kilka tak piszących osób i są moim niedościgłym ideałem.
            Rozpisałam się a ma być o czym innym, a mianowicie o tym, że spotkała mnie po dłuższym czasie, gdy nie brałam udziału w żadnych zabawach blogowych, przyjemność być wylosowaną u Magdaleny prowadzącej blog Zacisze wyśnione ( ta przyjemność spotyka mnie tam już po raz trzeci) i zdobyć świetne nagrody.
I właśnie wczoraj listonosz przyniósł mi  paczkę, która już wielkością przerosła moje oczekiwania a co dopiero ilością pięknie, jak to zawsze u Magdaleny bywa, prezentów, które przed rozpakowaniem prezentowały się tak :





a po rozpakowaniu tak : 




Dwie książki do czytania, trzy z malowankami a do tego uroczy kominek do robienia nastroju, świeczki na początek i dwie podwójne kredki. Takiego bogatego Mikołaja, bo mogę tak już sobie potraktować te prezenty, dawno nie miałam.

Dziękuję Magdaleno.  

niedziela, 27 listopada 2016

Ważne pytania na Adwent..........



     
           










       Ostatnio  nabyłam sobie na poczcie niewielką książeczkę z fragmentami homilii i wystąpień  ks. Jana Kaczkowskiego. Nie czytałam jeszcze żadnej z jego książek a tą przeczytałam błyskawicznie i na dodatek znalazłam w niej słowa, które wydały mi się znakomite na rozpoczęcie tegorocznego Adwentu. Ks. Jan Kaczkowski podpowiada nam bowiem czym powinien  on być dla nas oczekujących ponownego przyjścia Jezusa Chrystusa.



A więc oddajmy się refleksji i nie pozwólmy jej w sobie zagłuszyć hałasem bombardującym nas ze świata zewnętrznego.


środa, 16 listopada 2016

Prośba do jesieni ...poetycka środa z Barbarą Leszczyńską....

            Jakoś nie mogę się jakoś sprężyć, by pisać posty,  a przecież mam o czym, bo czytam i przeczytałam ostatnio  ciekawe książki a także jestem winna Panu Jackowi Getnerowi opinię do przeczytanej, a wydanej jak co roku jesienią, kolejnej książki z domorosłym detektywem Jackiem Przypadkiem w roli głównej.
Opinie do książek biorących w dwu wyzwaniach też czekają na pojawienie się......mam nadzieję, że rok mi się nie skończy zanim je napiszę.
           Jesień za oknem zamieniła się na moment w zimę a dzisiaj znów powróciła w swej szacie listopadowej. A ja zaglądam do swego archiwum komputerowego i z przyjemnością przeglądam zdjęcia z ubiegłorocznej, która w swym pięknie trwała i trwała.




PROŚBA DO JESIENI

Przyszła jesień
i panoszy się niczym kapryśna królowa -
raz uśmiecha się promieniami słońca,
a raz rzewnie płacze deszczem...
Ukrywa świat pod kołdrą porannej mgły,

a my,tak bardzo chcielibyśmy jeszcze
zatańczyć razem z wiatrem wirujący taniec
na złoto - pomarańczowym liściastym dywanie,
nie martwić się grypami ,katarami i chandrą,
nie ocierać się myślami o jesienne przemijanie...

Więc mam prośbę do ciebie,Jesieni -
niech się twoje oblicze tego roku odmieni,
swe złe humory głęboko do kieszeni schowaj -
bądź dla nas ciepła,życzliwa i radosna -
potrafisz przecież być taka piękna i kolorowa !!!
                                                                                                             Barbara Leszczyńska







piątek, 11 listopada 2016

W tym wszystkim wstaje Polska......


           Słowa, które zanotowała Maria Dąbrowska w dniu 11 listopada 1918 roku : 








___________________________

Zdjęcia fragmentu wspomnień Marii Dąbrowskiej pochodzą z  pierwszego tomu jej "Dzienników" wydanych przez Czytelnika w 1988 r.

środa, 2 listopada 2016

Listopadowa refleksja poetycka .........





Powrót do Pana

Powrócisz do domu Pana,z którego tutaj przybyłeś. Droga będzie pokonana. Miłowałeś i grzeszyłeś. Szedłeś nią po wybojach. Wiatr w oczy wiał piaskiem. Szedłeś w trudzie i znojach nieraz z bólem i wrzaskiem.


                                                  Halina Herbszt





____________________________________________________________________________

wiersz Haliny Herbszt zaczerpnęłam ze strony  : Libertas.pl......Wybór wierszy – listopad 2014

piątek, 28 października 2016

Powiększyłam bibliotekę domową i odwiedziłam bibliotekę publiczną .....czyli o efekcie, którym są dwa małe stosiki z interesującymi książkami..



              Mało czytam i  coraz dłuższe mi się zdarzają chwile ciszy na blogu.  Jesienna depresja mnie  dopadła, ale i zajęć różnorakich sporo. I na Wasze blogi nieczęsto teraz trafiam. Czuję się jakoś tak ogólnie zniechęcona. A to nie sprzyja ani czytaniu, ani pisaniu.

         W poniedziałek była ładna pogoda, świeciło słońce i było ciepło, więc namówiłam męża byśmy zrobili sobie wycieczkę do odległych od nas o jakieś 50 km Ryglic. A dlaczego tam? Ano dlatego, że jestem gapa. Kupując ostatnio książki w  księgarniach internetowych korzystam z opcji "Paczka w Ruchu", bo jest taniej. A ponieważ u mnie niestety kiosk Ruchu nie bierze w tym udziału odbiera mi książki córa w Tuchowie. I tym razem też tak miało być. Miało, bo niestety nie było, gdyż się okazało, że źle kliknęłam i paczkę owszem mam w Ruchu, ale nie w Tuchowie tylko w jego saloniku w Ryglicach, 8 km od Tuchowa. Ryglice odwiedzałam w latach 80-tych w związku z pracą i muszę przyznać, że zostałam niezwykle mile zaskoczona zmianą jaka w tym miasteczku zaszła przez te ok. 30 lat. Duży i piękny, wspaniale zadbany rynek, na którym dzięki Bogu nie zlikwidowano zieleni prezentuje się znakomicie. Niestety trudno mi było robić zdjęcia, gdyż miałam pod słońce.
Rynek w Ryglicach w jesiennej szacie.

To tyle o tym dlaczego akurat w Ryglicach odebrałam dwie książki Elizabeth Strout, na które skusiłam się w Taniej książce, gdyż otrzymałam bon na 10 zł i jeszcze inną prowizję mi naliczono, a jej "Olive Kitteridge" tak mi "posmakowała", że nie mogłam sobie ich odmówić......to już będzie Mikołaj, w którym wziął udział również  III tom świetnie wydanych Listów z Afryki "Kochana Maryś" Kazimierza Nowaka, którą to książkę we wtorek otrzymałam z wydawnictwa  Sorus.pl.



          W środę zaś wreszcie odwiedziłam bibliotekę. Oddałam książki Fowlesa, które jakoś mnie nie wciągnęły i ich nie doczytałam a przyniosłam sobie te trzy :




W środku jest wydana w 1976 roku książka Edith Wharton pt. "Ethan Frome". Jestem jej ciekawa, gdyż czytałam inne dwie jej książki i przypadły mi do gustu. Liczyłam na nowo wydany "Jak każe obyczaj", ale niestety biblioteka jej jeszcze nie posiada. 
O Sarach Waters sporo czytałam...biblioteka posiada tylko tę. A Fatum mnie zaintrygowała tym, że fabuła jej osnuta jest na autentycznym wydarzeniu a akcja dzieje się w latach 60-tych ubiegłego stulecia w hrabstwie Essex. Wydarzenie zaś odbiło się ponoć szerokim echem w całej Wielkiej Brytanii.

          Większość z Was pewno, jak co roku, odwiedzi Targi w Krakowie życzę więc mnóstwa fantastycznych spotkań i wspaniałych zdobyczy.

poniedziałek, 17 października 2016

Jak puste płótno przed malarzem........



            Dzisiaj imieniny swe obchodzą Małgorzaty. Posiadają one za patronkę niesamowitą Małgorzatę...Małgorzatę Marię Alacoque... wielką mistyczkę francuską, która doznała czterokrotnych objawień, dzięki, którym katolicy otaczają szczególnym kultem Serce Jezusowe. 





















Tekst i zdjęcie pochodzą  z fantastycznie wydanej przez Wydawnictwo M "Księgi Świętych" Grzegorza Polaka.








Małgorzatom obchodzącym dzisiaj imieniny życzę wszystkiego co najlepsze i opieki swej patronki.

niedziela, 16 października 2016

Pokochać jesień.....poezja na niedzielę....


Pokochaj  jesień.








Spróbuj pokochać jesień
z niesamowitymi urokami
Spójrz ile piękna niesie
obdarzając cię nowymi dniami.

Kolorowo jak wiosną

barwne liście ostatki zieleni
Dadzą chwilę radosną

twą szarość życia mogą odmienić.

Wieczór szybciej nastaje
słońce też znika wcześniej niż latem
Lecz nowe czy nie daje
chwile spokoju skorzystaj zatem.

                                                                          Tadeusz Karasiewicz 







Jak nie kochać jesieni...


Jak nie kochać jesieni,





jej babiego lata


 Liści niesionych wiatrem, 
w rytm deszczu tańczących.









Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,

Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.

Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.




Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,

Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.

I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.

                                                                             Tadeusz Wywrocki