piątek, 29 kwietnia 2016

Iwona Menzel - "W poszukiwaniu zapachu snów" oraz fragment o Chopinie i George Sand.



              Fragment, który przytaczam niżej pochodzi z przeczytanej ostatnio książki Iwony Menzel W poszukiwaniu zapachu snów. Jest to drugie moje spotkanie z tą pisarką. Pierwszą jej książką jaką przeczytałam była Szeptucha.  O ile w Szeptusze było mi za mało głównej bohaterki jako tytułowej szeptuchy o tyle w tej książce Iwony Menzel było zbyt dużo moim skromnym zdaniem różnorodnych wątków a co za tym idzie i osób, jakie w tych wątkach występowały. Troszkę, jakby to zobrazować, taki keks. Ale ogólnie rzecz biorąc powieść napisana jest lekkim piórem, z wielkim polotem i z ogromną dozą humoru a przy tym  ładnym, i obrazowym językiem, którym opisywane są nie tylko pełne wrażeń sytuacje życiowe bohaterki związane z przejściami uczuciowymi, jakich w jej życiu nie brakowało, ale i z miłością do koni, które były sprawcami wielu zabawnych, a także dramatycznych perypetii.
             Książka doskonale mnie bawiła, a przy tym przenosząc mnie w czasie pozwoliła powrócić do lat przełomu jakim był dla Niemiec moment zburzenia muru berlińskiego. Dla Niemiec, gdyż bohaterka Iwony Menzel chociaż Polka to jednak od wielu lat obywatelka niemiecka.
               Dobrze się czytająca,  dowcipna, barwna  i zawierająca wiele mądrości życiowych  powieść Ireny Menzel to niezła lektura, gdy chce się przy książce wypocząć a nawet momentami pośmiać.  

źródło


        "Przysiadłam na murku i powiodłam spojrzeniem po stokach masywu Teixu. Jego zbocza, łagodniejsze od zboczy gór, które pozostawiliśmy za sobą, porośnięte były dołem gajami pomarańczowymi i migdałowymi, a wyżej karłowaty lasem.
       - Cudowne miejsce, żeby żyć i żeby umrzeć. Jak to się właściwie stało, że Chopin i George Sand przyjechali właśnie tutaj i mieszkali, nie będąc małżeństwem, akurat w klasztorze? W tamtych czasach musiało to być ogromnie skandaliczne.
źródło
       - Nie mieszkali w klasztorze. Klasztor przeszedł na własność państwa, które nie bardzo wiedziało, co z nim zrobić. W końcu wynajmowano celę każdemu, kto miał na to ochotę. Miejscowi - po części z atencji do kartuzów, po części w obawie przed karą bożą - nie chcieli użytkować zabudowań, ale mieszkańcy Palmy chętnie tu spędzali upalne miesiące lata. Kiedy przyjechali tu George Sand i Chopin, była zima i w klasztorze poza zakrystianem, ochmistrzynią i ojcem aptekarzem nie było nikogo. Nie czytałaś "Zimy na Majorce"?
        - Nie, w Polsce nigdy nie wpadła mi w ręce. Myślisz, że można ją tutaj kupić, po francusku albo po niemiecku?
        - We wszystkich językach świata. Jest najpoczytniejszą książką na Majorce, chociaż madame Sand nie pozostawia na tubylcach suchej nitki. Nazywa ich "kreaturami w ludzkiej postaci", a Majorkę "małpią wyspą".
        - Niezbyt pochlebnie. Właściwie dlaczego?
        - Nie darzyli jej sympatią. Mieszkała pod jednym dachem z mężczyzną nie będącym jej mężem, nie chodziła na mszę, paliła cygara, nosiła spodnie...Miejscowi musieli uważać to za prowokację.
         Zeskoczyłam z murka i ruszyłam ku otwartym drzwiom mroczniejącej już celi Chopina. Słońce zaczęło skrywać się za masywem Teixu, szczyty poróżowiały i dolinę wypełniła błękitnawa mgiełka; z oddali dobiegał dźwięk dzwonów. Jak czuł się, patrząc na ten zachwycający widok, genialny człowiek, u boku dziwnej kobiety, palącej cygara. Szczęśliwy? Samotny? A może tylko bardzo chory?
          Przechodząc koło fortepianu, zatrzymałam się na chwilę. Na lśniącej czerni pokrywy płonął w ostatnich promieniach zachodzącego słońca czerwony goździk".[*]


__________________________

* Iwona Menzel, W poszukiwaniu zapachów snów, Prószyński i S-ka, 2003 r., str. 212-213

wtorek, 26 kwietnia 2016

Coś dla wydawnictw .....koci korektor lub korektorka ........



          Ostatnie kilka  dni zajęli mi goście więc ani nie dało się mi nic napisać, ani zobaczyć co nowego na Waszych blogach się pojawiło. 
W najbliższym czasie postaram się to nadrobić a dzisiaj korektor w kocim wydaniu :  
  
źródło



A przy okazji witam serdecznie nowe osoby obserwujące mój blog.

sobota, 23 kwietnia 2016

Walter Scott z okazji Światowego Dnia Książki....



źródło

            Z okazji Światowego Dnia Książki przypomnę dzisiaj pisarza, którego nie spotykam w blogosferze, nie zauważyłam również by był u nas wydawany. Chociaż nie, dwie jego książki były wydane po 2000 roku i jeszcze je można spotkać w dwu księgarniach internetowych, w tym Taniej książce.pl. Jest nim Walter Scott, którego książki czytałam w młodości a nawet chyba Waverley mam w biblioteczce.
Do najbardziej znanych u nas jego powieści należą : Kenilworth, Waverley, Rob Roy, który bardziej znany jest chyba z filmu, Narzeczona z Lammermoor, na podstawie, której powstała opera Łucja z Lammermoor i Ivanhoe.
To właśnie Ivanhoe był inspiracją do napisania tego posta, w którym zacytuję dwa fragmenty z książek, w których natknęłam się na tę powieść w czytanych książkach.
Pierwszy fragment pochodzi z Wina Śliwkowego Angeli Davis-Gardner : 

      "Gospodarz zachęcił ją, żeby wzięła sobie z półki jakąś książkę do poczytania.
     - Jest parę tytułów w języku angielskim, w tym tłumaczenia sztuk  nō. Oddaję pani balkon do dyspozycji. - Zaproponowawszy taką rozrywkę Barbarze, gospodarz zabrał się za pracę przy biurku.
     Większość książek pana Wady stanowiły dzieła w języku japońskim, ale Barbara odszukała małą półkę, gdzie ustawione były same pozycje anglojęzyczne : Ivanhoe, Garniec złota, Dzieła zebrane lorda Byrona, Ania z Zielonego Wzgórza - nieco osobliwy tytuł w tym miejscu - oraz Wiersze wybrane sir Thomasa Wyatta".[*]

a drugi z  Białych nocy Fiodora Dostojewskiego, które własnie przeczytałam : 

"Jakie to - powiada - książki przysłał? 
      - Same romanse Waltera Scotta, babciu.
      - Romanse Waltera Scotta! O, czy aby nie ma w tym jakiego podstępu? Popatrz no, czy nie włożył do nich jakiejś karteczki z oświadczynami?
      - Nie, babciu - powiadam - nie ma żadnej kartki.
      - Popatrz no pod okładkę; oni czasem pod okładkę wpychają, łotry.
      - Nie, babciu, i pod okładką nic nie ma.
      - No, no, doprawdy.
No i zaczęłyśmy czytać Waltera Scotta i w ciągu niespełna miesiąca przeczytałyśmy prawie połowę. Później jeszcze nam kilka razy przysyłał książki, przysłał Puszkina, aż w końcu nie mogłam już żyć bez książek i przestałam myśleć, jak wyjść za chińskiego księcia.
      Taki był stan rzeczy, gdy pewnego razu zdarzyło mi się spotkać naszego lokatora na schodach. Babcia mnie po coś posłała. On się zatrzymał. Zaczerwieniłam się i on się zaczerwienił; ale roześmiał się, przywitał, zapytał o zdrowie babci i powiada : "Cóż, przeczytała pani książki?" Ja odpowiadam : "Przeczytałam". " I cóż - powiada - najbardziej się pani podobało?" A ja mówię : " Najbardziej mi się podobali : Ivanhoe i Puszkin".[**]
   
___________________________________
  *Angela Davis-Gardner, Wino śliwkowe,przeł. T. Cyba, Muza S.A., 2008 r. str. 216
**Fiodor Dostojewski, Białe noce,KiW,Koliber,1986 r., str.56

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Co to było skończyć dobrą pensję......


źródło
                             

                 Jestem w trakcie pisania posta o książce Krzysztofa Kąkolewskiego i jak zwykle w takiej sytuacji szukam w sieci różnych miejsc, w których mogę pogłębić swoją nikłą wiedzę o autorze. Tak jest i tym razem,  a ja wczytując się w życiorys pisarza na portalu Culture.pl wyczytałam coś co mi się ogromnie spodobało i z czym chcę się podzielić. Autorka tego artykułu czy też wpisu w dwu zdaniach wspomina rodziców Kąkolewskiego i o matce pisze tak przytaczając wypowiedź samego pisarza:


"Matka skończyła dobrą pensję. Świetnie znała języki, literaturę francuską czytała w oryginale".

"Nie musiała czekać aż Boy-Żeleński coś przetłumaczy".


Tak mi się po prostu skojarzyło z postem u guciamal o Boy'u.

       Dobra pensja dla panienek, bez potrzeby studiów filologicznych, pozwalała czytać w oryginale. A jak to dzisiaj wygląda, gdy jesteśmy po maturze.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Dobry pasterz.......




źródło


           "Zatrzymują mnie słowa: „Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki”. Przestajemy się bać życia i tego, co jeszcze przed nami, co niewiadome, kiedy wierzymy, że jesteśœmy w rękach Boga".
                                                          ks. Józef Pierzchalski SC

Mała kocia sesja z książkami w tle.......


           Nasz kot, który co kilka dni szuka nowego miejsca do nocnego odpoczynku przypomniał sobie wczoraj, że regał z książkami to również idealne miejsce, by się schować i spokojnie, słodko spać. Ja go szukałam po całym domu a on spokojnie sobie już tu cichutko pochrapywał.






            Korsarz Chrystusa to mój nowy nabytek ... dostałam w prezencie z samego źródła, czyli od kogoś z  wydawnictwa M.
     Pozdrawiam niedzielnie wszystkich, którzy do mnie zaglądną,  mimo pięknej aury, która wyciągnie Was z pewnością z domu.


środa, 13 kwietnia 2016

"Lord Jim" to wielkie dzieło - F.S. Fitzgerald w liście do córki.....



źródło
                                                                                                                                                                                                                            


         



 lipiec 1939

          "Bardzo się cieszę, że dobrze się czujesz  i działasz, tylko przykro mi, że jesteś przygnębiona własnym wyborem lektury poflaubertowskich realistów.   Osobiście na pewno nie zaczynałbym od Portretu damy Henry Jamesa, dzieło to pochodzi z jego późnej epoki i pełne jest manieryzmu. A może najpierw przeczytasz Rodericka Hudsona  albo Daisy Miller ? Lord Jim to wielkie dzieło - przynajmniej jedna trzecia, licząc od początku, no i sama koncepcja powieści, jakkolwiek zagubiona trochę w scenerii tych sal sądowych w Kalkucie czy gdzie indziej, nie pamiętam. Ciekaw jestem, czy wiesz, dlaczego to takie dobre? Siostra Carrie to chyba pierwsze dzieło amerykańskie realizmu i jest świetne, a czyta się łatwo, jak True Confession".*
 



___________________________

 

Fragment pochodzi z posiadanych przeze mnie Listów do córki.




 *True Confession...seria romansów w najtańszych wydaniach..../str.101/

sobota, 9 kwietnia 2016

Muzycznie i wspomnieniowo........na sobotę....




           Kiedyś, dawno temu, bo jeszcze w liceum oglądałam spektakl telewizyjny o jakiejś   rewolucyjnej treści.  W tle tego co się działo na scenie słychać było Bolero Ravela, które wówczas po raz pierwszy słyszałam. Ta muzyka w połączeniu ze sceną rozstrzelań, które na scenie miały miejsce robiła niesamowite wrażenie, które do dzisiaj pamiętam. Od tamtej pory jestem wielką wielbicielką tego długiego, bo trwającego prawie  20 minut utworu, z powtarzającym się motywem, Maurice Ravela. Ale już zawsze będzie mi się kojarzył z tamtym spektaklem.




A Ravel skomponował go na zamówienie  rosyjskiej tancerki i inscenizatorki Idy Rubinstein a w założeniu był muzyką do widowiska baletowego w choreografii Bronisławy Niżyńskiej, siostry Wacława Niżyńskiego.


                             Bolero tańczy Maja Pilisiecka



Bolero idealnie wtapia się w mój dzisiejszy nastrój, na który ma wpływ aura.

czwartek, 7 kwietnia 2016

Wiwisekcja czy raczej Wiwisektor? - powieść biograficzna Patricka White'a.


                 O twórczości Patricka White'a , australijskiego pisarza,  który w 1973 roku  otrzymał Nobla za „epickie i psychologiczne mistrzostwo, dzięki któremu odkryty został nowy literacki kontynent” dowiedziałam się czytając blogi książkowe, ale nie te z recenzjami nowości. Natknąwszy się więc na jego książki  w trakcie przeglądania półek w bibliotece od razu zwróciłam uwagę na intrygująco brzmiący tytuł jednej z nich. Bo czymże jest Wiwisekcja:

       -  doświadczalnym zabiegiem na żywym zwierzęciu
lub
      - szczegółową analizą czyjejś osobowości; krytyką.


W zasadzie w książce mamy do czynienia z jej obydwoma rodzajami, bo tej będącej doświadczalnym zabiegiem na żywym, wprawdzie nie zwierzęciu, ale na  stworzeniu, doświadczył  bohater książki Hurtle  jako sześcioletnie dziecko na sobie a przede wszystkim na swej psychice, gdy to matka, którą kochał bardzo, zdecydowała oddać go a raczej sprzedać za 500 dolarów zamożnej rodzinie Courtney'ów, by w ten sposób -  w swoim mniemaniu -  dać mu szansę na lepsze życie.  A tę drugą polegającą na obnażaniu w sposób wręcz okrutny słabości i braków innych uprawiał sam, w swoim w dużym stopniu  wynaturzonym malarstwie.  Bohaterem Wiwisekcji bowiem jest wpierw przyszły, bo poznajemy go jako sześcioletniego chłopca - nadzwyczaj inteligentnego, już potrafiącego i lubiącego czytać a jednak najbardziej zafascynowanego malarstwem i już próbującego swoje wizje uwieczniać chociaż na razie na ścianach  a później już artystą malarzem, który,  mimo iż obrazy jakie maluje są dziwne i niezrozumiałe, znajduje na swą twórczość  nabywców i  odnosi  sukces. Ale jako człowiek  jest egocentrycznym odludkiem, dla którego nie liczy się nic poza jego malarstwem, w którym dąży do wiernego oddania prawdy w idealnym świetle co można rzec jest jego obsesją, która sprawia, że jego obrazy powstają w ogromnym twórczym trudzie.  Niemniej to jak sam twierdzi dawało mu szczęście : "Ale co to znaczy szczęście? Szczęściem było malowanie pomimo wszystkich udręk i porażek".[*]

         Długo Wiwisekcję czytałam, gdyż  cały styczeń poświęciłam na wczytywanie się w te ponad 700 stron świetnej powieści, w której Patrick White snuje w niezwykle wnikliwy i sugestywny sposób opowieść  o egocentrycznym australijskim malarzu Hurtle'u Duffieldzie, artyście pełnym sprzeczności  i niepokojów intelektualnych a także moralnych oraz ciągłych obaw nie o swoje życie, ale o swój dar malowania, w którym skupia się głównie na poszukiwaniu prawdy a to próbuje osiągnąć poprzez coraz to nowsze środki wyrazu.  Pisarz  w  niezwykle  naturalistyczny sposób potraktował opowieść o skomplikowanym życiu malarza i jego odbiorze świata zewnętrznego  a także jego męce twórczej  w jakiej jego wizje zamieniały się w dziwne a nawet szokujące obrazy.  To w pewnym sensie może nawet razić czytelnika, ale książka ma tak  specyficzną poetykę i klimat, że suma sumarum to wszystko sprawia, iż mimo że nie jest to łatwa literatura  dobrze się ją czyta i odbiera. A ta całą historia dość długiego życia bohatera naznaczonego  trudnymi relacjami z innymi, niezrozumieniem jakie odczuwał szczególnie jako dziecko i nastolatek oraz ciągłą walką wewnętrzną pozostaje na długo w pamięci.

        Można by wiele pisać o Wiwisekcji, bo to książka wielowątkowa ukazująca przekrój społeczny Australii na przełomie XIX i XX wieku i na tym tle bohatera, który wskutek przejść w czasie dzieciństwa i okresu dojrzewania zamyka się całkowicie na kontakty ze swoją biologiczną i przybraną rodziną i nigdy nie nawiązuje trwałych relacji z kobietami a dopiero u schyłku życia otwiera się na swą przybraną siostrę, która będąc kaleką zawsze budziła w nim sprzeczne uczucia, a którą z litości przygarnie. Jest tu również czas I wojny światowej, w której już  jako siedemnastolatek weźmie udział wybierając front, by uciec nie tylko przed narzucaniem mu swej woli przez przybranych rodziców, ale również przed seksualnymi zapędami swej przybranej matki. Trudne początki malarskiej kariery, w której pomaga mu właściciel galerii obrazów, zakochany w nim homoseksualista. Ale mnie jedno zastanawia, mianowicie, czy polski tytuł książki oddaje sedno tego co autor chciał przekazać czytelnikom. Angielski tytuł The Vivisector  ma charakter osobowy, gdy polski rzeczowy. Czy zatem polski tytuł / przełożyła a zatem i tytułem opatrzyła Maria Skibniewska /  nie powinien  brzmieć Wiwisektor a nie Wiwisekcja. A dlaczego tak sądzę. A dlatego, że Hurtle  całe swoje życie prowadzi walkę wewnętrzną nie tylko ze sobą i swoimi lękami, ale również z Bogiem, którego nie odrzuca, chociaż też nie do końca jest przekonany  czy też wierzy w niego czy  nie, ale zastanawia się kim jest Bóg :  "Kiedyś napisał :
Bóg Wiwisektor
Bóg Artysta
Bóg
I otoczył starannie ozdobną ramką tę sentencję, której nigdy nie dokończył".[**]

A zatem czy Bóg to bardziej stwórca czy ten co boleśnie doświadcza.
  
          
_____________________________________________

*Patrick White,Wiwisekcja,przeł.M.Skibniewska,PIW,1973 r.,str. 311
** tamże str. 361


Książka przeczytana w ramach wyzwania Mini czelendż 2016

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Wierszowany poniedziałek z Boyem......



             Dzisiaj przeczytałam u guciamal bardzo ciekawy, jak to zwykle u Gosi bywa, post prezentujący biografię Boya - Żeleńskiego autorstwa Józefa Hena. Boy jest dla mnie raczej jeszcze wielką nieznaną toteż z przyjemnością dowiedziałam się cokolwiek o nim samym czytając fragmenty zacytowane przez autorkę posta. A ponieważ tak się składa, że mąż wniósł w "posagu" do biblioteczki wydane w 1953 roku przez Wydawnictwo literackie
 Słówka Boya, które to Słówka były jego ulubioną wierszowana lekturą, zaprezentuję dzisiaj jeden z  wierszyków ukazujący specyficzny humor jego autora