wtorek, 26 lipca 2016

Dedykuję Annom.....




             Anna to imię żeńskie pochodzące z języka hebrajskiego od słowa channah (wdzięk, łaska). Imię Anna oznacza kobietę miłą, łagodną i przyjemną.



zdj.mojego autorstwa


Anna 

To imię przybyło z bardzo daleka
A ma smak naszego chleba i mleka.
Jak malwa jest lub dziewanna:
Anna.
Annom na ogół nie dzieje się nic złego,
Chyba że która ma pecha
I trafi akurat na Henryka VIII.
Liczyć trzeba dokładnie- oto jedyna rada.
Co ósmy Henryk
Odpada.
A poza tym do wzięcia dla Ann
Jest panów ogromny klann.
Niektórzy nawet, wprost o to pytani,
Mówią, że bez Ani
To oni, ani, ani.


                                                                     Ludwik Jerzy Kern

_________________________________________

Cytat zaczerpnęłam ze strony księgaimion.com a wiersz ze strony wiersze o imionach 

poniedziałek, 25 lipca 2016

"Dowód życia" czyli o koszmarze zamknięcia w ciele......





Kiedy leżałem w szpitalu, a później w Ośrodku i w Care Meridian, moi bliscy buszowali po księgarniach w poszukiwaniu jakichś - jakichkolwiek - informacji na temat, czego mogą się spodziewać w nadchodzących miesiącach. Za każdym razem wracali z pustymi rękami. Przeszukiwania internetu okazywały się również frustrujące. Między innymi dlatego napisałem te książkę. To mój osobisty przewodnik, pisany z perspektywy człowieka patrzącego z wnętrza ciała na zewnątrz i z perspektywy bliskich mu osób, które usiłują zajrzeć do wnętrza.
Napisałem ją także po to, ażeby upowszechnić wiedzę na temat tego problemu. U ilu pacjentów z zespołem zamknięcia mylnie zdiagnozowano śmierć mózgu, uznano ich za "warzywa" i odłączono aparaturę podtrzymującą życie? Lekarze i krewni powinni mieć świadomość, że zanim wyciągnie się wtyczkę, zawsze trzeba sprawdzić jeszcze raz. A potem jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze... [*]

          Richard Marsh był aktywnym, pełnym sił witalnych,  sześćdziesięciolatkiem. Trzy razy w tygodniu bywał w siłowni a jego hobby była jazda na motorze. I nagle, wskutek udaru mózgu znalazł się sytuacji, gdy sam posiadając świadomość tego co się z nim i wokół niego dzieje nie potrafił, wskutek totalnego paraliżu całego organizmu, z nikim nawiązać kontaktu. Najgorsza w tym czego doświadczył była własna bezsilność, towarzysząca w pierwszych dwudziestu czterech godzinach sytuacji w jakiej się znalazł. Lekarze przekonani o śmierci pnia mózgu zasugerowali rodzinie, by odłączyć go od respiratora, który umożliwiał mu oddychanie a on w żaden sposób nie potrafił dać znaku, że żyje. Oczekując, jak na wyrok, na decyzję żony w zasadzie nawet pogodził się już ze śmiercią i w sumie  z przykrością przyjął, gdy poinformowała lekarzy, że rodzina nie wyraża zgody na odłączenie go od tego urządzenia. Ale, gdy w pewnym momencie okazało się, że może mrugać oczyma a co za tym idzie nawiązać kontakt z otoczeniem, które otrzymało sygnał, że w tym bezwolnym  ciele jednak ktoś jest wstąpił w niego nowy duch, duch walki o powrót do życia......nawet gdyby się okazało iż nigdy nie powróci do dawnej sprawności i może życie spędzi na wózku. 
          Richard Marsh przebył długa drogę, naznaczoną ogromnym wysiłkiem połączonym z cierpieniem i chwilami zwątpienia w powodzenie. Dzięki jednak lekarzom, rehabilitantom oraz niezwykłemu hartowi ducha i wsparciu najbliższych, wpierw poruszając się na wózku, później z balkonikiem a wreszcie z laską aż w końcu i ją zamknął w lamusie, zaczął poruszać się samodzielnie. To był ogromny zespołowy sukces a Richard miał ogromne szczęście w swym nieszczęściu, że w pewnym momencie lekarz dostrzegł w jego nieruchomych oczach coś co sprawiło, że wezwał do pomocy neurologicznego konsultanta, który po nawiązaniu z nim "mrugającego" kontaktu oznajmił : "Wydaje mi się, że tam ktoś jest."[ **]
          Książka "Dowód życia" przyciągnęła mój wzrok swym wymownym okiem na okładce, gdy przeglądałam zawartość regaliku z książkami w sypialni, w której miałam spać w czasie wizyty u krakowskiej rodziny mojego męża. Jak to ze mną bywa nim przyłożyłam głowę do poduszki musiałam zobaczyć jakie też książki obok łóżka można znaleźć, a gdy zobaczyłam tę i poczytałam informacje zawarte na okładkach od razu ją sobie odłożyłam, by pożyczyć. I nie zawiodłam się. Książkę, która zawiera szczegółowy i bardzo rzeczowy zapis wydarzeń i odczuć jakich doświadczał  współtwórca a zarazem bohater książki od momentu zaistnienia choroby aż do wyzdrowienia czyta się jak  świetny, trzymający przez długi czas w napięciu thriller medyczny. A poza tym jest w niej mowa o sile uczuć rodzinnych, o oddaniu i wzajemnej serdeczności wynikającej z miłości, która potrafi przezwyciężać największe problemy i nigdy się nie poddaje. 
A na dodatek czytając ją poznajemy system opieki zdrowotnej w Ameryce, który nie pozbawiony jest bezduszności  i przedmiotowego traktowania pacjenta mimo horrendalnych kosztów leczenia.
            Polecam to emocjonujące studium przypadku człowieka zamkniętego przez długie godziny we własnym ciele, które pobudza również do refleksji nad własnym życiem, jego kruchością i nieprzewidywalnością zdarzeń, których bohaterem przecież każdy stać się  może. Warto przeczytać. 


___________________________________
* R.Marsh J.Hudson, Dowód życia, przeł. Z. Kasprzyk, WAM, 2015 r., str.272
** tamże, str.133

czwartek, 21 lipca 2016

Róża........czwartek z poezją........


zdj.mojego autorstwa


 Gdzież nasza róża,
Pytam Was bracia?
Zwiędła nam róża, 
Dziecko to ranka.
Tylko nie mówcie:
Tak młodość więdnie!
Tylko nie mówcie:
Tak życie biegnie!

zdj. mojego autorstwa



     Где наша роза?

Друзья мои!

Увяла роза,

Дитя зари!…
Не говори:
                Вот жизни младость,
Не повтори:
               Так вянет радость



                                                 Aleksander Puszkin "Róża"



zdj.mojego autorstwa

poniedziałek, 18 lipca 2016

Jeśli marzymy o odwiedzeniu Prowansji........


                              Prowansja to marzenie wielu, toteż miliony turystów rokrocznie ją odwiedza i pozostaje pod wielkim urokiem lawendowych pól i przepięknych krajobrazów. Była ona  inspiracją dla wielu pisarzy, poetów i malarzy. Jeden z nich, znakomity prozaik angielski Lawrence Durrell, mieszkał w niej trzydzieści lat. I to własnie Prowansji poświęcił swą ostatnią książkę zabierając czytelnika w podróż po tym magicznym regionie Francji.



                 "Moja wersja Prowansji jest  stronnicza i osobista, ponieważ przybyłem tu przed laty [...] by się zakochać i odkochać" -  pisze Durrell, autor słynnego Kwartetu aleksandryjskiego, dzięki któremu typowano go na kandydata do Nagrody Nobla. Historia tego urokliwego miejsca, zaczynająca się w czasach Juliusza Cezara, przeplatana jest wspomnieniami pisarza, tworząc przepiękny portret niezwykłego regionu./ Zdjęcie i tekst pochodzą ze strony internetowej księgarni Selkar.pl


I ja marzę o odwiedzeniu kiedyś Prowansji. Na razie oglądam tylko zdjęcia ją pokazujące i mogę o niej poczytać. I chyba się skuszę właśnie na tę książkę, bo to nie jest przewodnik a jak pisze Witold Dudziński w swym cyklu Lektura obowiązkowa w Numerze 28 Niedzieli - " W swojej ostatniej książce "Prowansja" autor destyluje prowansalskie esencje i smaki, opisuje kulturową spuściznę i nietuzinkowy krajobraz Prowansji, a wszystko to składa się na wyjątkowy, świetny literacko, a zaczynający się w czasach Juliusza Cezara i przeplatany wspomnieniami pisarza, jej portret".

Czy poczuliście się zachęceni tak, jak ja?



                                            lawenda w moim ogrodzie

wtorek, 12 lipca 2016

"Nienawiść" Stanisława Srokowskiego .....w rocznicę rzezi na Wołyniu.



               Wczoraj, 11 lipca, obchodzona była kolejna rocznica ludobójstwa wołyńskiego. W związku z tym pomyślałam, że dokończę zaczęty w ubiegłym roku post o przeczytanej ponad rok temu "Nienawiści" Stanisława Srokowskiego. Długo czekał, bym do niego powróciła i gdyby nie ten dzień pewno by się nie doczekał.





             Zauważyłam tę książkę w bibliotece i zaintrygowała mnie zarówno okładką, jak i niezwykle wymownym tytułem. Natomiast  w tym momencie nie wiedziałam jeszcze kim jest jej autor, Stanisław Srokowski. Ale jak to zwykle u mnie bywa przed lekturą oczywiście poszukałam informacji na jego temat. Lubię wiedzieć, zanim przystąpię do czytania, jaki związek łączy pisarza i jego książki, na ile one go samego określają. "Nienawiść" jak się okazało powstała na bazie wspomnień autora, który jako dziecko przeżywał grozę wołyńskich nocy słuchając wieczorami rozmów zebranych w domu dorosłych, którzy przekazywali sobie te budzące u małego dziecka strach przerażające i porażające  wieści o spalonych okolicznych wsiach i w okrutny sposób wymordowanych ich mieszkańcach, oraz ze wspomnień innych osób, które przesyłały mu je lub bezpośrednio opowiadały.
                 Sam tytuł zbioru opowiadań, gdyż okazało się przy pierwszym kontakcie z książką, że zawiera ona opowiadania, jest ogromnie sugestywny. Każdy to przyzna, ale nie znając  pisarza, gdyż Stanisław Srokowski to nie tylko autor, ale uznany pisarz, nie potrafiłam domyślić się  jaka nienawiść jest osnową opowiadań. Do czasu przeczytania tej książki niewiele wiedziałam o rzezi na Wołyniu jakiej dokonali ukraińscy nacjonaliści w okresie między lutym 1943 a lutym 1944 roku. Stanisław Srokowski swymi pełnymi drastycznych i niezwykle realistycznych opisów historiami
wprowadził mnie w  szokujący sposób w ogrom zbrodni dokonanych na  polskich rodzinach zamieszkujących Wołyń, które niespodziewanie doświadczyły straszliwej nienawiści ze strony własnych sąsiadów, ludzi, którzy pod wpływem nacjonalizmu Ukraińskiej Armii Powstańczej zamienili się w potworne bestie mordujące swych sąsiadów z nieludzkim okrucieństwem.
Poszczególne opowiadania jednak nie tylko porażają scenami okrucieństw. Stanisław Srokowski opisuje w nich bowiem również piękno ziemi wołyńskiej, na której dokonano tych pełnych nieludzkiej nienawiści czynów zamieniających się w obrazy, które trudno wymazać z pamięci po przeczytaniu książki, która jest zbiorem wielu opowieści o kobietach, mężczyznach i dzieciach oraz  ogromnym, przerażającym strachu, jaki był ich udziałem i śmierci w okrutnych męczarniach. O wielkim dramacie Polaków, tych którzy zginęli i tych, którzy z bólem serca opuszczali  swe gospodarstwa i Wołyń, na którym się urodzili.
             "Nienawiść"  mimo całej swej drastyczności to książka, którą wprawdzie ze ściśniętym sercem, ale  czyta się bardzo dobrze. To książka, która pokazując prawdę o tamtym czasie pobudza do zadumy refleksji i nikogo nie pozostawi obojętnym na sprawę pamięci o tych, którzy musieli umrzeć, bo byli Polakami, lub byli z nimi związani węzłem małżeńskim czy też im udzielili pomocy. 
             Polecam "Nienawiść" wszystkim....to nie tylko literatura, to niezwykle interesująca chociaż bolesna lekcja historii. I z pewnością mimo wszystko jest łatwiejsza w odbiorze niż będzie film, który w oparciu o nią już niedługo ma trafić na ekrany. Czytać opisy a oglądać drastyczne obrazy to jednak nie to samo.

_______________________________

A to jest nowe wydanie "Nienawiści" :








niedziela, 10 lipca 2016

Coś dla miłośników kresowych wspomnień.......z makami w tytule.



    Kocham  polne  maki i zawsze mój wzrok z przyjemnością się na nich zatrzymuje, gdziekolwiek je zauważam. Dzisiaj rankiem wyszłam na spacer z aparatem i zrobiłam im kilkanaście ujęć a później, jak to zwykle bywa szukałam czegoś, gdzie występują maki. Zazwyczaj w takiej sytuacji bywa to poezja. Dzisiaj jednak będzie inaczej. Gdyż pod hasłem "maki" znalazłam interesujące wspomnienia Stanisławy Chobian- Cheron zawarte w książce p.t. 



 

            
               "Stanisława Chobian-Chéron w swojej autobiografii opowiada o sprawach rzadko ujawnianych w literaturze i dokumentach historycznych: o zesłaniach Polaków do Kazachstanu w latach pięćdziesiątych. Autorka, posługująca się błyskotliwie piękną kresową polszczyzną, przybliża nam nie tylko atmosferę dramatycznych przeżyć, które stały się udziałem jej i najbliższych. Z równą swadą, w sposób niezwykle sugestywny, powraca do czasów swojego dzieciństwawzbogacając opowieść wieloma wątkami obyczajowymi. Bohaterka tej biografii to dziewczyna z krwi i kości, która zachwyca się pięknem stepowych maków, ale potrafi również z determinacją walczyć o swoje: o możliwość ukończenia studiów, o pomoc dla brata, o uwolnienie niesprawiedliwie skazanej matki. Nie waha się sięgać po metody ekstremalne - pisze list do Stalina, który otwiera jej drogę na studia. Ze wszystkich tarapatów dzięki niesłychanej odwadze wychodzi obronną ręką, nie pozwala sobie na słabość, pesymizm i rezygnację"./ Matras.pl/

             





_________________________________

Zdjęcie i opis ksiązki pochodzą ze strony Matras.pl
Zdjęcia są mojego autorstwa.

                   

      

wtorek, 5 lipca 2016

Dla miłośników skandynawskiej literatury nie kryminalnej......książki Larsa Myttinga.

   
           Chociaż niezbyt wiele pozycji czytałam z literatury skandynawskiej to zawsze mnie ona fascynowała, gdyż historie, jakie opowiadają pisarze skandynawscy zawsze głęboko są osadzone w północnych, surowych i trudnych warunkach, które kształtują bohaterów i determinują ich życie.
Może dlatego zaglądając do Selkar.pl zwróciłam szczególną uwagę tym razem na te dwie książki zupełnie nieznanego mi Larsa Myttinga.

 









Edvard dorastał w domu dziadków, pośród pól i pastwisk, w sielskim pejzażu Norwegii. Jego rodzice zginęli we Francji, kiedy był jeszcze dzieckiem. Dlaczego właśnie tam? To jedna z wielu rodzinnych tajemnic skrywanych za zasłoną milczenia.

W poszukiwaniu rozwiązania zagadki Edvard trafia na Szetlandy, gdzie krajobraz urzeka romantycznym pięknem, a zarazem nieustannie wróży katastrofę. Znajduje tam kolejne ślady minionych zdarzeń i tajemniczą kobietę, której nie potrafi zrozumieć. W końcu kiedy jedzie do Francji, nad Sommę, której brzegi pokryte są grobami poległych żołnierzy, i wszystko powoli zaczyna się układać w spójną całość, mimo że korzenie tej historii sięgają najbardziej tragicznych wydarzeń XX wieku, a Edvard musi rozstrzygać dylematy podobne tym, z jakimi zmagali się antyczni bohaterowie.

Poszukiwanie własnej tożsamości w zamęcie dziejów, porywy namiętności, chciwość i śmierć, a także miłość do cennego drewna, która niczym mitologiczna klątwa zawisła nad losami dwóch rodzin, o tym wszystkim jest ta książka.








"Tę książkę po prostu musisz mieć na półce nad kominkiem " pisał o "Porąb i spal. Wszystko, co mężczyzna powinien wiedzieć o drewnie" recenzent norweskiego dziennika "Dagbladet". To po trosze poradnik dla fascynatów takich jak sam Lars Mytting, książka pełna praktycznych faktów i subtelnego humoru, w której pobrzmiewa tęsknota za prostym życiem odbieranym wszystkimi zmysłami. To także deklaracja miłości do ciała, przyrody, natury i korzystania z jej dobrodziejstw. Mytting pokazuje, że każdy ma własną filozofię rąbania drewna, która znajduje odzwierciedlenie w filozofii i stylu życia. Pokazuje także jak silna jest dziś potrzeba ucieczki od cywilizacji, bycia sam na sam ze sobą i obcowania z czysto fizycznymi siłami, z naturą. Jego książka pełna jest historii ludzi i miejsc związanych z drewnem, całych pokoleń: dziadków, ojców, synów i wnuków, mężczyzn ale też fascynujących kobiet.
Mytting to genialny gawędziarz, który w pełen ciepła i dowcipu sposób przelewa na papier swoją miłość do drewna. To także pasjonat i znawca, który dzieli się z czytelnikami swoją bogatą wiedzą, anegdotami, kulturowo-obyczajowymi ciekawostkami o wszystkim co mniej lub bardziej wiąże się z norweską tradycją rąbania, suszenia i palenia tego nadzwyczajnego surowca.


Może ktoś z Was czytał.


sobota, 2 lipca 2016

Podsumowanie minionego półrocza i nowe nabytki książkowe....




       I połowa roku już za nami. Co dopiero była wiosna a  już  mamy lato w pełni .... kanikuła. Przed Wami wakacje, urlopy...wyjazdy tylko ja, jak od lat, już nie ruszam się z domu nigdzie na dłużej. Ale i na czytanie czasu będę mieć niewiele, bo to przecież czas przetworów.
W minionym półroczu udało mi się przeczytać 21 książek, w tym 17 to były książki "z półki". Przeczytałam ani dużo, ani mało...myślę, że jak na mnie to w sam raz. Aby zrealizować projekt 52 książki muszę przeczytać jeszcze 31....nie powinnam mieć z tym problemu.
Z powodzeniem realizuję założenie "więcej czytam niż kupuję", ale nie rezygnuję całkiem z nabywania książek, by się nie pozbawiać kolekcjonerskiej przyjemności, i w czerwcu wydałam niezbyt dużą kwotę na trzy przedstawione na zdjęciu : 



Eugeniusza Werstina czytałam już jako Mateusza Jantara, Georges Simenon to w ramach kontynuacji jego powieści "romans durs" a Par Lagerkvist na dobry początek poznawania jego pisarstwa.


Ostatnio często dostaję  w prezentach książki wydawane przez wydawnictwo M i ta jest kolejną.


Natomiast "Dowód życia" pożyczony został przy ostatniej wizycie w Krakowie



podczas, której  zmęczyłam solidnie nogi przegoniona przez dwa dni ulicami Kazimierza, Krakowa. A że byłam na Wawelu pokazuje dowód w postaci róż z ogrodu poniżej dziedzińca z krużgankami.