piątek, 28 października 2016

Powiększyłam bibliotekę domową i odwiedziłam bibliotekę publiczną .....czyli o efekcie, którym są dwa małe stosiki z interesującymi książkami..



              Mało czytam i  coraz dłuższe mi się zdarzają chwile ciszy na blogu.  Jesienna depresja mnie  dopadła, ale i zajęć różnorakich sporo. I na Wasze blogi nieczęsto teraz trafiam. Czuję się jakoś tak ogólnie zniechęcona. A to nie sprzyja ani czytaniu, ani pisaniu.

         W poniedziałek była ładna pogoda, świeciło słońce i było ciepło, więc namówiłam męża byśmy zrobili sobie wycieczkę do odległych od nas o jakieś 50 km Ryglic. A dlaczego tam? Ano dlatego, że jestem gapa. Kupując ostatnio książki w  księgarniach internetowych korzystam z opcji "Paczka w Ruchu", bo jest taniej. A ponieważ u mnie niestety kiosk Ruchu nie bierze w tym udziału odbiera mi książki córa w Tuchowie. I tym razem też tak miało być. Miało, bo niestety nie było, gdyż się okazało, że źle kliknęłam i paczkę owszem mam w Ruchu, ale nie w Tuchowie tylko w jego saloniku w Ryglicach, 8 km od Tuchowa. Ryglice odwiedzałam w latach 80-tych w związku z pracą i muszę przyznać, że zostałam niezwykle mile zaskoczona zmianą jaka w tym miasteczku zaszła przez te ok. 30 lat. Duży i piękny, wspaniale zadbany rynek, na którym dzięki Bogu nie zlikwidowano zieleni prezentuje się znakomicie. Niestety trudno mi było robić zdjęcia, gdyż miałam pod słońce.
Rynek w Ryglicach w jesiennej szacie.

To tyle o tym dlaczego akurat w Ryglicach odebrałam dwie książki Elizabeth Strout, na które skusiłam się w Taniej książce, gdyż otrzymałam bon na 10 zł i jeszcze inną prowizję mi naliczono, a jej "Olive Kitteridge" tak mi "posmakowała", że nie mogłam sobie ich odmówić......to już będzie Mikołaj, w którym wziął udział również  III tom świetnie wydanych Listów z Afryki "Kochana Maryś" Kazimierza Nowaka, którą to książkę we wtorek otrzymałam z wydawnictwa  Sorus.pl.



          W środę zaś wreszcie odwiedziłam bibliotekę. Oddałam książki Fowlesa, które jakoś mnie nie wciągnęły i ich nie doczytałam a przyniosłam sobie te trzy :




W środku jest wydana w 1976 roku książka Edith Wharton pt. "Ethan Frome". Jestem jej ciekawa, gdyż czytałam inne dwie jej książki i przypadły mi do gustu. Liczyłam na nowo wydany "Jak każe obyczaj", ale niestety biblioteka jej jeszcze nie posiada. 
O Sarach Waters sporo czytałam...biblioteka posiada tylko tę. A Fatum mnie zaintrygowała tym, że fabuła jej osnuta jest na autentycznym wydarzeniu a akcja dzieje się w latach 60-tych ubiegłego stulecia w hrabstwie Essex. Wydarzenie zaś odbiło się ponoć szerokim echem w całej Wielkiej Brytanii.

          Większość z Was pewno, jak co roku, odwiedzi Targi w Krakowie życzę więc mnóstwa fantastycznych spotkań i wspaniałych zdobyczy.

poniedziałek, 17 października 2016

Jak puste płótno przed malarzem........



            Dzisiaj imieniny swe obchodzą Małgorzaty. Posiadają one za patronkę niesamowitą Małgorzatę...Małgorzatę Marię Alacoque... wielką mistyczkę francuską, która doznała czterokrotnych objawień, dzięki, którym katolicy otaczają szczególnym kultem Serce Jezusowe. 





















Tekst i zdjęcie pochodzą  z fantastycznie wydanej przez Wydawnictwo M "Księgi Świętych" Grzegorza Polaka.








Małgorzatom obchodzącym dzisiaj imieniny życzę wszystkiego co najlepsze i opieki swej patronki.

niedziela, 16 października 2016

Pokochać jesień.....poezja na niedzielę....


Pokochaj  jesień.








Spróbuj pokochać jesień
z niesamowitymi urokami
Spójrz ile piękna niesie
obdarzając cię nowymi dniami.

Kolorowo jak wiosną

barwne liście ostatki zieleni
Dadzą chwilę radosną

twą szarość życia mogą odmienić.

Wieczór szybciej nastaje
słońce też znika wcześniej niż latem
Lecz nowe czy nie daje
chwile spokoju skorzystaj zatem.

                                                                          Tadeusz Karasiewicz 







Jak nie kochać jesieni...


Jak nie kochać jesieni,





jej babiego lata


 Liści niesionych wiatrem, 
w rytm deszczu tańczących.









Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,

Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.

Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.




Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,

Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.

I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.

                                                                             Tadeusz Wywrocki







czwartek, 13 października 2016

Literacka nagroda Nobla 2016.......


              Jakoś w tym roku nie dostrzegłam na blogach wzmianek o tym kto jest w tym roku faworytem do uhonorowania go literacką nagrodą Nobla. Najwyraźniej dlatego, że miał być nim nie pisarz a poeta.  A tym faworytem, jak wyczytałam w sieci był pochodzący z Syrii arabski poeta Adonis, właściwie: Ali Ahmad Said. Autor 23 tomów poezji oraz 18 zbiorów esejów, który gościł we wrześniu na targach książki w Goeteborgu, gdzie promował swoją nową książkę "Islam i przemoc". I nagle dzisiaj nie wierząc po prostu uszom słyszę, że nagrodę tę otrzymuje nie kto inny tylko Bob Dylan za,
źródło
jak argumentowała  przedstawicielka Akademii Szwedzkiej, 
"tworzenie nowych form poetyckiej ekspresji w ramach wielkiej tradycji amerykańskiej pieśni".
              Zaskoczenie totalne, to prawda, bo przecież Bob Dylan kojarzy się głównie z muzyką, ale, gdy zajrzymy do Wikipedii to wyczytamy, że  Bob Dylan to  amerykański piosenkarz, kompozytor, autor tekstów, pisarz i poeta. 
                 Dla mnie już na zawsze zostanie wykonawcą swych ballad i protest songów, których namiętnie słuchałam w młodości, i którego płytę z tymi balladami w 1969 roku wiozłam aż z Budapesztu, gdyż u nas była ona w tamtym czasie niedostępna. 
W biblioteczce czeka zaś na czytanie  I część jego autobiograficznej książki"Moje kroniki", które obejmują okres jego życia do 1989 roku.




A to dwie z najpiękniejszych jego ballad :



i inne, których słuchałam w młodości.





I na koniec piosenka, którą niedawno poznałam dzięki wykonaniu Muńka Staszczyka.



Zaskoczeni? Zdziwieni?

środa, 12 października 2016

O życiu, na które składają się okruchy codzienności, czyli "Olive Kitteridge".



                  Jego niebieskie oczy obserwowały ją teraz; dostrzegła w nich bezbronność, zachętę, lęk, kiedy cicho usiadła na łóżku, położyła otwartą dłoń na jego piersi i wyczuła puk-puk jego serca, które miało umilknąć pewnego dnia, jak wszystkie serca. Teraz jednak nie było pewnego dnia, była tylko cisza rozsłonecznionego pokoju. Znajdowali się tutaj i jej ciało, stare, tęgie i obwisłe, poczuło niekłamane pożądanie. To, iż na wiele lat przed śmiercią Henry'ego przestała tak go kochać, zasmuciło ją do tego stopnia, że musiała zamknąć oczy.
                  "Czego młodzi ludzie nie wiedzą - pomyślała, kładąc się obok tego mężczyzny, którego dłoń dotknęła jej barku, jej ramienia. Och, czego młodzi nie wiedzą", Nie wiedzieli, że gruzłowate, pomarszczone ciała również mają swoje potrzeby, tak samo jak ich własne ciała, młodzieńcze i jędrne, że miłości nie odsuwa się niedbale na bok, jakby była ciastkiem leżącym na półmisku obok innych ciastek, które wrócą okrążywszy stół. Nie, jeżeli miłość była osiągalna, wybierało się ją albo nie. I jeżeli półmisek Olive wypełniała dobroć Henry'ego, która wydawała się uciążliwa i której okruchu strzepywała co pewien czas, to dlatego, że nie wiedziała, o czym powinno się wiedzieć, że nieświadomie trwoni dzień za dniem.
                  No więc, jeżeli nawet ten mężczyzna obok niej nie był tym, kogo by wybrała, zanim nadeszła obecna chwila, cóż z tego, jakie to miało znaczenie? On wedle wszelkiego prawdopodobieństwa również by jej nie wybrał. Ale teraz znaleźli się tu razem i Olive wyobraziła sobie dwa przyciśnięte do siebie plasterki szwajcarskiego sera; takie dziury wnosili obydwoje do tego związku - dziury, które wydłubało z nich życie.[*]



źródło
      


Na Elizabeth Strout zwrócił moją uwagę tommy z Samotni  U nas jest to mało znana pisarka amerykańska, gdy u siebie jest cenioną autorką i w 2009 roku nawet nagrodzoną Pulitzerem za tę właśnie książkę, która u nas po raz pierwszy została wydana w 2010 roku pod tytułem "Okruchy codzienności", a który to tytuł moim zdaniem bardziej trafnie oddawał jej fabułę. Tytuł tego wydania odpowiada oryginalnemu a być może ma się kojarzyć z miniserialem, który powstał w 2014 roku na podstawie książki i dlatego jest nim  "Olive Kitteridge". Jestem w trakcie oglądania tego miniserialu, który jest świetny / ma znakomitą obsadę / i  w zasadzie jest wierny książkowemu pierwowzorowi niemniej jednak skupia się głównie na postaci Olive, gdy książka oprócz niej ma wielu bohaterów, których historie są właśnie takimi "Okruchami codzienności", czyli różnymi codziennymi sytuacjami, częściej może  smutnymi niż radosnymi, z których składa się życie każdego z nas. Ale to, które z nich przeważają oczywiście zależy od naszego charakteru i tego jak postrzegamy swoje życie oraz  tych, którzy w nim uczestniczą a przede wszystkim bliskich. I to jest doskonale oddane w książce.
            Na książkę składają się osobne, zatytułowane historie, z których część dotyczy bezpośrednio Olive i jej bliskich a pozostałe mają własnych bohaterów, z którymi ona utrzymuje bliższe lub dalsze  kontakty, gdyż akcja osadzona jest w małym amerykańskim miasteczku na Wschodnim Wybrzeżu a Olive, gdy ją poznajemy, jest przecież tam nauczycielką. Postać Olive w pewien delikatny sposób spaja ze sobą te wszystkie historie, w których odnalazłam specyficzny dla amerykańskiej prowincji mikroklimat. Szkoła dzięki której znają się wszyscy rodzice, kościół, w którym odbywają się również spotkania o charakterze kulturalnym i bar, w którym można spotkać się ze znajomymi i wypić drinka tu przy melodiach granych na pianinie przez mającą wieczną tremę, którą zapija alkoholem, Angie O'Meara.
           Olive nie wzbudza sympatii w miasteczku, w przeciwieństwie do jej męża Henry'ego.  Apodyktyczna, oschła, a czasem wręcz opryskliwa i wciąż  niezadowolona z życia jakie prowadzi, jako żona  jest zupełnym przeciwieństwem okazującego jej swe uczucia męża, którego starania nic dla niej nie znaczą a wręcz nawet ją irytują. A jako matka zarówno w szkole jak i w domu jest tylko nieczułą i ogromnie wymagającą nauczycielką dla swego jedynego syna, Christophera, co z przykrością przyjmuje nie tylko on sam, ale również jego ojciec. Bywa  równie niemiła dla innych osób chociaż, gdy jest taka potrzeba wyciąga pomocną dłoń.
           Ale ta Olive potrafi jeszcze obdarzyć uczuciem i cierpi ogromnie, gdy obiekt tych uczuć zginie w wypadku. Henry, który nie może dotrzeć do żony i domyśla się stanu jej uczuć, swymi pełnymi ciepła uczuciami obdarza swą młodziutką pracownicę w aptece, lecz pozostaje to tylko w sferze sprawowania szczególnej opieki nad tą kobietą, którą los boleśnie doświadcza. Wydawało, by się jednak, że oboje z Olive chętnie odmienili by swoje życie zmieniając partnerów, ale los chce inaczej, i po latach gdy syn ożeni się a później wbrew ich oczekiwaniom wraz z żoną wyprowadzi się do Nowego Jorku, co obydwoje pogrąży w przygnębieniu a Olive świat stanie na głowie, zostają sami, zdani wyłącznie na siebie. I to wówczas bardzo ich zbliży, ale na tym nie dość bolesnych doświadczeń. Olive pozbawionej bliskiego kontaktu z synem, który niestety nie czuł się kochany i teraz daje jej to wyraźnie odczuć, chociaż ona tego nie rozumie, gdyż uważa, że przecież kochała go bardzo, pozostaje tylko Henry, ale i z nim odkąd uległ chorobie nie ma kontaktu, a jednak gdy codziennie odwiedza go w domu opieki to z nim dzieli się wszystkim co dotyczy jej i ich syna a także wspólnych znajomych. Aż w końcu zostaje całkiem  sama i samotnie odbywa spacery nad rzeką, nad którą w pewien dzień spotyka Jacka Kennisona, który też już jest wdowcem. Ona ma już 82 lata i nagle dociera do niej, że zupełnie nieświadomie nie obdarzając miłością swych bliskich trwoniła swoje życie, tak dzień po  dniu o czym rozmyśla w przytoczonym na wstępie fragmencie książki. 

          Muszę przyznać, że  Elizabeth Strout zauroczyła mnie swą "Olive Kitteridge", tymi wszystkimi historiami, których  bohaterki i bohaterowie są tak wyraziści, pełnokrwiści, że wyzwalają różne, skrajne nawet, emocje co sprawiało, że  ich zachowania złościły mnie  lub wywoływały moje współczucie, ale czasem również bawiły, gdyż w książce nie brak również subtelnego humoru. Czytałam tę powieść z dużą przyjemnością dając się wciągnąć w poszczególne jej wątki, te niby zwykłe opowieści o życiu, mimo iż wiele w nich smutku i pesymizmu, gdyż opowiadają o uczuciach, które wygasają, o rozstaniach i przemijaniu czasu, o nieuchronnej starości połączonej z oczekiwaniem na śmierć, a także o braku więzi między pokoleniami i cierpieniem z tym związanym. Ta mądra i bardzo życiowa książka poruszyła mnie zawartą w swej fabule psychologiczną prawdą o tym czym jest raniący drugich egocentryzm i egoizm a co za tym idzie pobudziła do pogłębionej refleksji nad sobą. Ale chociaż przesycona smutkiem wynikającym z samotności jaka jest udziałem jej bohaterów to jednak przebija w niej również nuta optymizmu co sprawiło, że jej lektura mnie nie przygnębiła, mimo iż cień smutku położyła na moich odczuciach. A przy tym zachwyciła mnie swą bogatą i ładnym językiem prowadzoną narracją, w której dużą rolę odgrywają opisy sytuacyjne oraz dialogi między bohaterami a także ich monologi wewnętrzne. Co lubię w książkach najbardziej....co nie znaczy, że nie lubię również ciekawych opisów np. przyrody.

      "Olive Kitteridge" ze względu na to, że pozwala spojrzeć również na siebie innymi oczami, bardziej krytycznie, polecam wszystkim. 
To pod każdym względem znakomita lektura. A sprawiła, że chętnie sięgnę po następne książki Elizabeth Strout.



_______________________________________________________________
*Elizabeth Strout,"Olive Kitteridge",Nasza Księgarnia, 2010 r., przeł, Ewa Horodyska, str.340-341

niedziela, 9 października 2016

Wyniki rozdawajki Dickensowskiej.......

 

          Moja Dickensowska rozdawajka nie spotkała się z szerszym odzewem, ale cieszy mnie bardzo, że chociaż jedna osoba zechciała przygarnąć tego Kolibra zawierającego dwa utwory Karola Dickensa a pochodzące z jego cyklu opowieści wigilijnych.




A jest nią naia, którą proszę o podanie adresu na moją pocztę mailową: gut.anna1@gmail.com.

Kończę swój post małym energetyzującym kolażem, bo niestety za oknem szaro.


wtorek, 4 października 2016

"Zaszalałam", czyli wrześniowe nabytki ksążkowe.

 
 




           We wrześniu trochę zaszalałam i w mojej biblioteczce znalazło się kilka nowych książek. Kolekcjonerska pasja niestety nie chce mnie opuścić.

Tak wygląda pierwszy stosik :




Na "Wdowy z Eastwick" Johna Upidke trafiłam przy okazji kupowania prezentu a ponieważ już wcześniej poznałam trzy jego książki, w tym świetną "Farmę", jak również cena była typowo antykwaryczna więc się na nią skusiłam.

"Rozważania psa Mafa i jego przyjaciółki Marylin Monroe" kupiłam też przy okazji kupowania prezentów nie tylko ze względu na niską cenę, jak i jej fabułę, w której Marylin Monroe i Ameryka epoki Kennedy'ego została przedstawiona z perspektywy jej maltańczyka Mafa, ale chyba bardziej dlatego, że napisał ją Szkot, Andrew O'Hagan.

Nowojorsko-prowansalską sagę Anny Strzelec-Schutz, rozpoczynającą się "Wizą do Nowego Jorku" nabyłam wskutek czytanego kiedyś wywiadu z jej autorką, jaki przeprowadziła i zaprezentowała na swoim blogu Ola. I dlatego, że lubię sagi rodzinne bardzo. A ta na dodatek toczy się w niezwykle ciekawych miejscach.

"Warszawa Skamandrytów" to efekt czytania bloga Beaty, która skutecznie swym postem zachęciła mnie do posiadania i przeczytania tej książki. Nabytek oczywiście też jak najbardziej okazyjny, czyli po najniższej z możliwych cenie.

A tak wygląda drugi stosik : 





















Drugi stosik to nabytki pochodzące z w "Taniej książki"  :

"Ostatnie rozmowy" czyli wywiad z Benedyktem XVI 
"Mój różaniec", bo mamy miesiąc październik.

Natomiast książka "Dlaczego mamy się modlić"  to prezent dla męża od jego chrześnicy.


poniedziałek, 3 października 2016

Kolejna mała rozdawajka.



              I niestety piękne, słoneczne, jesienne dni za nami. Prognozy pogodowe na następne dwa tygodnie nie przestawiają się optymistycznie. Nadchodzi fala deszczów i zimna co nie może w żaden sposób cieszyć ciepłolubne stworzenia do jakich należę i ja.
A że molom książkowym najlepiej nastrój poprawiają książki więc w następnym poście będzie o tych, które ostatnio powiększyły stan mojej biblioteczki. Dzisiaj natomiast anonsuję maleńką rozdawajkę książkową, której przedmiotem jest Koliber z poprzedniego posta.
Nie pojawiła się osoba  chętna do wymiany to może znajdą się takie, które będą chciały go przygarnąć. A mowa jest oczywiście o Kolibrze noszącym nr 110 zawierającym dwa opowiadania z cyklu tzw. opowieści gwiazdkowych Karola Dickensa : 




A zatem zapraszam i czekam do soboty na ewentualne zgłoszenie się pod tym postem. 

Tym kolażem energetyzuję.