niedziela, 31 grudnia 2017

I znów Sylwester.....



                                          


 
       Wieczoru pod znakiem muzyki a nie literek życzę wszystkim molom książkowym a w Nowym Roku, który obejmie królowanie po 12-tej pomyślności, pomyślności i dużo radości nie tylko związanej z powiększania swoich biblioteczek.

czwartek, 28 grudnia 2017

Grudniowe nabytki.......



           Czasu na napisanie posta mam niewiele więc nie będę się rozpisywać. W styczniu może uda mi się podsumować, jeżeli nie grudzień, to może już cały mijający rok. A dzisiaj tylko pokażę książki, które trafiły do mojej biblioteczki w grudniu.
Ostatnio książki trafiają do mnie dzięki kotom z Księgarni Bezdomnego Kota, którą szczerze polecam.
I tak było w przypadku trzech poniższych :





Natomiast Mika Waltari to prezent od monotemy. Janino jeszcze raz dziękuję.




I prezent spod choinki.....wprawdzie lekko zasugerowana, ale niezwykle miła niespodzianka jaką zrobiła mi córa.




Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że wszystkie cieszą mnie ogromnie.


Z epizodu zimowego jaki mieliśmy przed świętami.



poniedziałek, 25 grudnia 2017

O radości........Chrystus się urodził.....




O radości ,o radości Chrystus się urodził 
Z dziewicy Maryi radujcie się 
O radości , o radości Chrystus się urodził 
Z dziewicy Maryi o radości 

Teraz jest czas łaski ,teraz mamy spełnione pragnienie 
Śpiewajcie pieśń radości ,okażmy oddanie 

O radości ,o radości Chrystus się urodził 
Z dziewicy Maryi radujcie się 
O radości , o radości Chrystus się urodził 
Z dziewicy Maryi o radości 

Bóg stworzył człowieka i wspaniałości natury 
Świat zostanie odnowiony przez Chrystusa ,który jest Królem 




                Życzę wszystkim moim wirtualnym przyjaciołom radosnych, pełnych wewnętrznego pokoju i ciepła, które ma źródło w tym co się wydarzyło ponad 2000 lat temu w Betlejem, Świąt Bożego Narodzenia.


Tekst pieśni zapożyczyłam ze strony

niedziela, 24 grudnia 2017

Ta święta noc......






Ta święta noc ta noc oczekiwania to właśnie dziś ma narodzić się Bóg W tę świętą noc blask z mroku się wyłania to właśnie dziś ma powtórzyć się cud Pędzący świat na chwilę się zatrzymał w milionach serc nadzieja rodzi się to właśnie dziś odżywa w ludziach miłość w tę świętą noc, cały świat przywita go w tę świętą noc, w tę noc, w tę cudną noc Niech wiary blask oświetla naszą drogę prowadzi nas tam gdzie śpi boży syn Z darami już wyruszyli trzej królowie by prosić dziecię o odkupienie win Stajenny żłób zastąpił mu kołyskę lecz wkrótce świat ogłosi królem go a my już dziś klęknijmy przed dziecięciem w tę świętą noc, w tę noc, witajmy go
w tę świętą noc, w tę noc, w tę świętą noc...



wtorek, 19 grudnia 2017

"Noel" ......Kasia Cerewkwicka wprowadza nas w klimat Bożego Narodzenia...



             Krótki niezwykle w tym roku Adwent  już za kilka dni zakończy się. I nadejdą te najbardziej klimatyczne, pełne ciepła i miłości, jaka nam się objawiła ponad 2000 lat temu, Święta......Boże Narodzenie.  
            Dzisiaj słuchając od rana na YouTube piosenek i  dobrego słowa natrafiłam na tę do tej pory nieznaną mi piosenkę Kasi Cerekwickiej, która idealnie wpasowuje się w te ostatnie dni czasu adwentowego cudownie wspaniale wprowadzając   w klimat nadchodzących Świąt.

             
Dedykuję ją wszystkim, którzy nie zapominają o moim blogu......



niedziela, 10 grudnia 2017

W klimacie Adwentu.......




źródło


            Adwentowy klimat sprawia, że staję się bardziej refleksyjna. A ostatnio chodzi za mną  piosenka Pawła Orkisza. Pięknie nostalgiczny tekst i przyjemny dla ucha wokal. Niestety nigdzie nie znalazłam jej  wykonania.  


Jak kwiaty żyjemy
Jak kwiaty żyjemy na pięknej łące,
Jak liście trwamy na ogromnym świecie.
Tyś dla nas jest słońcem i deszczem,
Więc przyjdź Panie, przyjdź. Czekamy Ciebie. 

       Więc przyjdź, Panie, przyjdź.
             Przyjdź.                         

Jak rosa opadasz w nasze życie świtem,
Jak cień niezmierzony ogarniasz nas nocą.
Jak zieleń koisz nasze nerwy stargane
Ciągłą walką z własną niemocą. 
      
       Więc przyjdź, Panie, przyjdź.
               Przyjdź.
    

Skłóceni ze światem zapatrzonym w nicość,
Zmęczeni jesteśmy bezradnością starań.
W szalonym pędzie za czymś, czego wciąż brak.
W życie uwikłani, do sprzedania... - od zaraz. 

         Więc przyjdź, Panie, przyjdź.
                 Przyjdź.

Odwiecznych naszych win świadomość nam ciąży,
Wciąż jednak świat szaleństwo na zapał nasz leje.
By człowiek z własnej ręki nie zginął,
Ty – Panie – musisz przyjść na ziemię.

           Więc przyjdź, Panie, przyjdź.
                   Przyjdź.


niedziela, 19 listopada 2017

Co czytałam i co trafiło do mojej biblioteczki oraz takie tam moje wynurzenia......

 

                         Jak ja ogromnie nie mam kiedy tutaj pisać! Opieka nad mamą męża i zwykłe zajęcia domowe, które tam wykonuję, mnie bardzo pochłaniają a  wieczorem jesienią, gdy za oknem robi się szybko ciemno czuję się klaustrofobicznie i zbyt zmęczona, nawet na wieczorne, gdy już mam wolne, czytanie czy oglądanie. 
Dlatego zdecydowałam się na dołączenie do Istagramu, czy też częściej pokazuję co czytam na FB. Ale nie chciałabym, by mój blog umarł śmiercią naturalną. I chociaż, jak zaobserwowałam, ze smutkiem,  nie tylko u siebie, ale i na innych blogach, że  komentarze pojawiają się pod postami coraz rzadziej to jednak postaram się jeszcze potrwać w blogosferze, bo każda Wasza wizyta tutaj mnie cieszy ogromnie i ma na mnie dobroczynny wpływ.
                 W poprzednich dwu miesiącach udało mi się przeczytać niewiele, bo tylko sześć książek, ale również odsłuchałam ich cztery więc razem było ich aż dziesięć.

 Przeczytałam : 

"Chleb na wody płynące"   a
"Sonatę Kreutzerowską" 
"Zbrodnię Sylwestra Bonnard" Anatola France
"Dziewczynę, która igrała z ogniem" Stiega Larssena
"Czarny książę" Borysa Pilniaka
"Tysiąc dni w Wenecji" Marleny de Blasi

Odsłuchałam natomiast cztery kolejne audioksiążki o Aghacie Raisin.

 Musiałam niestety przerwać udział w wyzwaniach, w których jeszcze brałam udział, gdyż nawet jeżeli przeczytałam książki to na napisanie o nich posta brakło mi może nawet bardziej weny niż czasu. 
                  W zakupach trochę wyhamowałam więc biblioteczka powiększyła się w ostatnim czasie o dwie nabyte pozycje ....chociaż pewno w najbliższym czasie przyjdzie paczka z górą Kolibrów. Ale je pokażę jak dotrą a dzisiaj tylko zdjęcie tych książek, które już mam : 




Napaliłam się bardzo, po tym co o nich czytałam, na książki Janiny Lesiak, ale jak zwykle szukam taniej okazji, więc jak taka trafiła się na dedalus.pl, gdy przeglądałam allegro, nie omieszkałam z niej skorzystać. Dorzuciłam do tego "Kalendarze", bo razem z przesyłką nie przekroczyłam 25 zł. A teraz poluję na jej kolejne pozycje.
                    Panu Jackowi Getnerowi dziękuję za kolejną część przygód Jacka Przypadka, którą właśnie zaczęłam czytać......to dobra lektura na szare dni, bo zawiera, jak to się ma w tej  serii detektywistycznej dużą dozę humoru i patrzenia na innych z przymrużeniem oka,  co wybitnie poprawia nastrój.
Muszę przyznać, że głosowałam na inną okładkę, ale do tej się już przyzwyczaiłam i nawet zaczynam uważać, że całkiem fajna jest. Ale muszę książkę chować, przed moją drogą teściową, bo uważa, że jest paskudna .....i pyta się skąd mam tę książkę  ....ha, ha.



 Pozdrawiam cieplutko każdego kto tu wpadnie.......
 I posłuchajmy.....



piątek, 10 listopada 2017

Obraz Canaletto i fragment z "Tysiąca dni w Wenecji"



źródło


                            Schodzimy na brzeg przed bazyliką i przez chwilę stoję ze wzrokiem utkwionym we frontonie budynku, rozświetlonym smugą pudrowożółtego światla, którą przed chwilą pozostawiło slońce. Wielki kościół Longheny* wzniesiono na szczycie półkola, utworzonego między placem Świętego Marka a Redentore na Giudecca. Świątynia stoi na olbrzymim postumencie z drewnianych pali, zatopionych w mulistym dnie laguny. okrągła, potężna i posępna, zbyt wielka na swój tron, sprawia wrażenie przysadzistej królowej, która zasiadła w delikatnym ogrodzie.  Jakże zadufany w sobie musiał być czlowiek, który wyśnił sobie tę świątynię, uznał, że może ją wznieść, a następnie to uczynił. Podchodzę do wąskiego pontonowego mostu, który rozciąga się w poprzek kanału tylko w jednym dniu w roku. Wenecjanie pokonują rozkołysane, chwiejne platformy, niosąc dary dla Matki Boskiej, która prawie pół tysiaca lat temu uwolniła ich przodków od zarazy. Dawniej w ofierze składano bochenki chleba albo nadziewane owocami ciasta, dżemy, solone ryby, czasem woreczki z grubą czerwoną fasolą. Teraz pielgrzymi zanoszą świece, trzymane jak do modlitwy, a płomyki rozświetlają zimne głazy starego domu Dziewicy. Nieopodal schodów bazyliki kupuję świecę, białą i tak grubą, że niemal nie mogę jej objąć dłonią. Przypadkowa kobieta, nieproszona, użycza mi płomnienia, uśmiecha się i znika w tłumie.
                       Pokolenia kobiet idą ramię w ramię, niekiedy trzy, nawet cztery generacje obok siebie. Ten sam artysta utrwalił podobieństwo na ich obliczach. Staruszka maszeruje z córką, wnuczką, prawnuczką, a w twarzy prababki dostrzegam buzię niemowlęcia. Ma nogi niczym patyki w białych pończochach, kruche i delikatne pod ładnym płaszczem z czerwonej wełny. Jaka jest hstoria jej życia? Nosi beret głęboko nasunięty na proste siwe włosy. Jej córka ma rownież proste siwe włosy, a wnuczka proste, ale blond. Jedna z nich mocno naciągnela na glówkę maleńkiej dziewczynki beret, spod którego wyrastają jasne kosmyki.
                        Wszystkie cztery są piękne. Patrzę na nie i myślę, że tego zawsze pragnęłam. Chciałam się stać częścią całości, odgrywać swoją rolę, hołubić i być hołubiona. Oczekiwałam od życia wlaśnie takiego romantyzmu, prostoty, bezpieczeństwa. Czy to się w ogóle zdarza? Czy komukolwiek dana jest taka pewność? Żałuję, że moja córka nie stąpa teraz po tym moście. Chciałabym na nią czekać. Z przyjemnością wsłuchałabym się w jej głos,usłyszałabym naszą rozmowę w zmierzchającym błękicie zapadającego mroku, w drodze do Madonny. Szkoda. Chciałabym powiedzieć córce, że może być pewna.


__________________________

Marlena de Blasi,Tysiąc dni w Wenecji,Wydawnictwo Literackie,2009 r.,przeł.M.Hesko-Kołodzińska,str,180-182


*Baltassare Longhena -architekt weneckiego baroku, którego najsłyniejszym dziełem jest Santa Maria Salute , którą to bazylikę wspomina Marlena de Blasi w przytoczonym przeze mnie fragmencie. 

środa, 8 listopada 2017

Wenecja oczami Marleny de Blasi, czyli "Tysiąc dni w Wenecji".




           Nie byłam nigdy w Wenecji, ani w Toskani, ani w Orvieto, więc zainspirowana wpisami na blogach nabyłam sobie całą trylogię Marleny de Blasi, która to trylogia niosła obietnicę, że poznam te miejsca, do których prawdopodobnie raczej nie trafię.
I tak faktycznie się stało, w trakcie czytania pierwszej z trzech książek stanowiących zbeletryzowane wspomnienia,  jeżeli chodzi o Wenecję. Autorka książki opowiadając historię swego małżeństwa z Wenecjaninem oraz swojego oswajania się z miastem, do którego wiedziona uczuciem zdecydowała się przeprowadzić, ukazała mi ją przez pryzmat swego nią zachwytu. A ja wędrowałam razem z nią  gondolą i pieszo poznając wciąż nowe miejsca, nazwy i ludzi, barwnych i wyrazistych, którzy żyją zupełnie innym tempem niż my. 
             Książka "Tysiąc dni w Wenecji" bardziej przyciąga kolorami i smakami, o których w niej dużo,  niż samym romansem, który moim skromnym zdaniem dość blado wypada na tle całej jej treści, gdyż szybko zamienia się w zwykłą codzienność, z której wyparowywują miłosne uniesienia. A już z pewnością nie wzrusza tak, jak historia Roberta i Franceski z filmu "Co się zdarzyło w Madison County" o czym  próbuje przekonać czytelnika wydawca książki cytując na okładce amerykańską gazetę. Cała jednak historia znajomości ze swym przyszłym mężem oraz perypetii związanych z małżeństwem opowiedziana jest przez Marlenę de Blasi ciekawie i z humorem.
              Muszę przyznać, że ja jako osoba nie lubiąca zmian w życiu, byłam pełna podziwu dla  autorki książki, która potrafiła niezwyle szybko, nie wiedząc co ją może faktycznie czekać u boku mało znanego sobie mężczyzny - w obcym dla siebie mieście i  w obcej sobie kulturze - podjąć decyzję o likwidacji swego domu i przeprowadzeniu się do niego, zupełnie w ciemno. A jak było ciemno przekonała się, gdy zawitała w progi jego mieszkania.
                      Ogromnym plusem książki jest gawędziarski, potoczysty  styl w jakim jest napisana oraz poczucie humoru jakie posiada  Marlena de Blasi co sprawia, że czyta się ją szybko i z dużą przyjemnością.
      A teraz czeka na mnie "Tysiąc dni w Toscani" a wraz z nimi kolejna zmiana w życiu autorki.


Książka miała brać udział w wyzwaniu gra kolorów, ale niestety nie zdążyłam  z opinią.


środa, 25 października 2017

Środa z poezją - Drabina do nieba........................



               Niestety nie uda mi się w tych ostatnich dniach października napisać nawet o przeczytanej książce w ramach wyzwania gra w kolory. Złożyło się na to kilka okoliczności, które mnie wytrąciły zupełnie z równowagi zabierając, między innymi,  chęć do pisania. Natomiast  końcówkę miesiąca  spędzę na wyjeździe i w gościach więc już w ogóle nie będę mieć możliwości cokolwiek upisać, a po powrocie będzie już 1 listopad. By jednak na blogu nie zapanowała  zbyt długa cisza, a jest ona tu coraz częstszym gościem, dzisiaj będzie wiersz zainspirowany moim zdjęciem. Wiersz oczywiście nie mój, tylko znaleziony w sieci, ale spodobał mi się, gdyż wspaniale  pobudza do refleksji nad naszym trudzeniem się w tym życiu i przemijającym czasem.




Drabina do nieba

Jest życie ludzkie niczym drabina
po której każdy w górę się wspina,
że jedną, wielu bolało nad tym,
dostają równo biedny z bogatym.

Jedne drabiny szeroką drogą
gładko i równo ku chmurom wiodą
w innych, koślawych, gdy w szczeblach luka
noga w powietrzu podparcia szuka.

Gdy człek znużony w drodze ustaje
odsapnie chwilę by znów iść dalej,
ci których ciemność mrokiem oplotła
kierunek gubiąc spadają w otchłań.

Kto zbyt zmęczony długą wspinaczką
marzy by skończyć dolę tułaczą,
aż na ostatnim już szczeblu stanie
i westchnie z ulgą: ?Już jestem Panie?.

                                                  bjedrysz


Wiersz pochodzi ze strony 

wtorek, 17 października 2017

Mały stosik, który powiększył stan mojej biblioteczki ...... odwiedziłam również bibliotekę.




            Nie miałam możliwości podsumowania mojej aktywności czytelniczej we wrześniu......może skomentuję ją razem z październikową. A dzisiaj tylko szybciutko malutki stosik, który powiększył stan mojej biblioteki domowej :



            "Dzwon Islandzki" już dawno za mną chodził a "Wichrowe wzgórza" już mam, ale w mało ciekawym wydaniu więc przy okazji "Dzwonu..." nabyłam sobie i je.
"Pod Mocnym Aniołem" pewno nie trafiło by na moją półkę, bo raczej nie paliłam się do jej czytania, ale wsparłam tym zakupem Bazarek TOZ więc czuję się przed sobą wytłumaczona. A teraz ze zwykłej ciekawości przeczytam. 

          Odwiedziłam wreszcie bibliotekę, by odnieść przeczytane książki i oczywiście, mimo że w domu czeka całe mnóstwo książek do czytania,  przywlokłam kilka. Z przyjemnością zauważyłam zmiany w umeblowaniu i wystroju tego sanktuarium czytelnictwa w mojej miejscowości a z przykrością natomiast odebrałam fakt, że książek Janiny Lesiak, które chciałam sobie pożyczyć, biblioteka nie posiada a Pani o niej nie słyszała. 
Czasu miałam tym razem niewiele więc tylko szybko rzuciłam okiem na półki i....wybrałam :  




 "List do nienarodzonego dziecka" Oriany Fallaci i "Sidła strachu" oraz "Owoc żywota twego" Ewy Ostrowskiej, której kiedyś kilka książek przeczytałam. Ostatnia pożyczona książka, "Gra ze śmiercią", wprawiła mnie w konsternację; nazwisko autorki angielskie a na półce z książkami Ewy Ostrowskiej i w środku ktoś wpisał "Ewa Ostrowska". I tak dowiedziałam się, sprawdziwszy  na LC, czegoś czego zupełnie nie byłam świadoma, że Ewa Ostrowska pisze również pod dwoma pseudonimami a są nimi : Nancy Lane i Brunon Zbyszewski. 

     A za oknem jesień piękna nasza złota, tu czerwona, polska jesień......słońce wyciąga z domu więc staram się korzystać.  





niedziela, 15 października 2017

"Grali sonatę Kreutzerowską Beethovena.........."



       Jakiś czas temu opublikowałam post o "Sonacie Kreutzerowskiej" Lwa Tołstoja, w której  bohater dokonuje dogłębnej analizy przyczyn złych relacji w swym małżeństwie i swej obsesyjnej zazdrości, która doprowadziła go do zbrodni. A dzisiaj cytuję króciutką część obszernego fragmentu tego opowiadania, w którym zawarte emocje aż buzują, a w którym to fragmencie bohater  oskarża muzykę o to, że pod jej wpływem może dochodzić do nawiązywania się intymnych kontaktów. Dzięki temu fragmentowi nie tylko poznałam, ale również zachwyciłam się  przepiękną sonatą na skrzypce  Bethowena, której to wykonywanie w duecie przez jego żonę akompaniująca na fortepianie skrzypkowi na domowym koncercie, który sam zorganizował, wywołało burzę w jego mózgu potęgując zazdrość.- 



 
 
"- Grali sonatę Kreutzerowską Beethovena. Czy zna pan pierwsze presto? Zna pan? - wykrzyknął. - O, co za straszna rzecz ta sonata!
Właśnie ta część".*



______________________
*Lew Tołstoj,Sonata Kreutzerowska,przeł. M.Leśniewska i E.Słobodnikowa,wyd.Książka i Wiedza,1987 r.,str.158

środa, 4 października 2017

Dwa Kolibry w ramach jednego wyzwania czytelniczego ...Anatol France i Borys Pilniak.




                       W ramach wrześniowej edycji wyzwania łów słów wyciągnęłam z półki, w której znajduje się zbiór moich Kolibrów, dwie książki, w tytułach których znalazło się  "ar" i obydwie udało mi się przeczytać. A były to :




W związku z tym, że niestety nie mam czasu na rozpisywanie się o nich zamieszczam również  ich opis.




       Obydwie książeczki są, jak to w przypadku Kolibrów bywa, niewielkie objętościowo, ale zawierają klasykę prawdziwie wysokich lotów.  a poza tym obydwie, każda  na swój sposób,  posiadają bardzo interesującą fabułę i z dużą przyjemnością w nie się zagłębiałam.
        Jak sądzę bardziej znana jest "Zbrodnia Sylwestra Bonnard" Anatola France niż "Czarny Książę" Borysa Pilniaka, którego nazwisko do tej pory mi nic nie mówiło, ale obydwie książki może dlatego, że są tak różne wciągnęły mnie swą treścią.

        "Zbrodnia Sylwestra Bonnard" to niezwykle urocza mini powieść, której bohaterem jest stary uczony, bibliofil, którego całym życiem są książki, które gromadzi w swojej domowej bibliotece i marzenie, że kiedyś ukończy pracę nad swoim opracowaniem dotyczącym sławnego opactwa Saint-Germain-de-Pres. W to unormowane życie, jakie Sylwester Bonnard prowadzi w towarzystwie swej nieocenionej gosposi Teresy, wkraczają dwie kobiety i to odmienia jego los. Pierwsza odpłaca mu sercem za serce jakie jej okazał, gdy była w potrzebie, a druga- córka kobiety,którą kiedyś kochał - z czasem staje się jego przybraną córką co osłodzi mu kres życia.

           "Czarny książę" Borysa Pilniaka to zbiór bardzo ciekawych mini opowiadań, a jest ich aż dziesięć, które poza tytułowym zawierają różne historie, których kanwą są ludzkie losy, głównie kobiet. Jest w tych opowiadaniach to co łączy mężczyzn i kobiety. A więc miłość, wierność i zdrada a także odpowiedzialność, ale również jej brak. Są konsekwencje czynów i decyzje z nimi związane. Cała głębia ludzkich uczuć i psychiki. 

            Obydwa Kolibry się doskonale czyta, jest to moim zdaniem uczta dla lubiących dobrą literaturę, piękno języka i również moc wrażeń natury estetycznej. Polecam gorąco....


Ksiązki przeczytałam w ramach wyzwania łów, słów.

sobota, 30 września 2017

Sonata Kreutzerowska - Lew Tołstoj.



        We wrześniu w wyzwaniu gra w kolory na okładkach przeczytanych książek ma dominować brąz. Po przejrzeniu swojej biblioteczki zdecydowałam się na dwie a jedną z nich jest już przeczytana przeze mnie "Sonata Kreutzerowska" Lwa Tołstoja. 


  

              W tej wydanej w serii Koliber książeczce znajdują się dwa opowiadania, z których jedno jest tytułowym a drugie nosi tytuł "Albert".  "Albert" to liryczna mini opowieść o biednym, trochę szalonym,  skrzypku, który swą grą wyzwala w starym, samotnym, kawalerze chęć niesienia mu pomocy. Dieslow przygarnia Alberta z myślą, że stworzy mu warunki do rozwoju, jako artysty,  ale ten uzależniony od alkoholu nie chce zmieniać swego dotychczasowego marnego życia i podporządkować się swemu opiekunowi. 
            W tytułowej  "Sonacie Kreutzerowskiej", która jest jednym z najgłośniejszych opowiadań Lwa Tołstoja,  pisarz  zawarł historię -  dzisiaj powiedziałabym, że toksycznego - małżeństwa, które zakończyło się tragedią. Historię tę poznajemy dzięki narratorowi, który przysłuchuje się swoistego rodzaju spowiedzi głównego bohatera, Pozdnyszewa, w której ten relacjonuje sąsiadującemu z nim w pociągu adwokatowi jak doszło do tego, że zamordował swą żonę. Poznyszew, który został uniewinniony, w swym długim  i niezwykle emocjonalnym monologu oskarża głównie siebie za zaistniałą sytuację ukazując cały proces budzenia się u niego przerażająco obsesyjnej zazdrości,  i przyczyn, jakie według niego, legły u jej podstaw. I chociaż za pogarszające się relacje obwinia również żonę to odpowiedzialnością  za taki stan rzeczy obarcza obyczaje panujące w jego klasie społecznej, które przyzwalały na niemoralne prowadzenie się młodych mężczyzn, którzy żeniąc się szukali dziewcząt czystych, godnych być ich żonami. Poznyszew zarzucił również swemu środowisku, że dziewczęta są wychowywane tak, by czarować urodą, strojem a wszystko to po to, by złapać męża. Sam uważa się właśnie za ofiarę takiej mariażowej  polityki chociaż z drugiej strony wyrzuca sobie rozpustność swego przedmałżeńskiego życia, które przełożyło się na brak zaufania do swej żony. 
              "Sonata Kreuzerowska" jest porażającym studium psychiki głównego bohatera, który w swych uczuciach do żony popada wciąż w skrajności, aż wskutek niepohamowanej zazdrości doprowadza się do obłędnej nienawiści,  z czasem wywołującej w nim przemożną chęć stosowania wobec niej  przemocy, co w efekcie kończy się strasznym dramatem. To proza gęsta od złych emocji, ale niezwykle wciągająca.
             Interesującym jest to, że Lew Tołstoj posłużył się w swym opowiadaniu swoim postępkiem, który tu potępił. A mianowicie Poznyszew przyznaje, że dał swej narzeczonej do przeczytania swój pamiętnik, jak to zrobił sam pisarz dając swej młodziutkiej żonie, Zofii, swój, w którym zawarł szczegóły swych przedmałżeńskich romansów o czym wspomina ona w swej autobiografii, pisząc jakiego szoku doznała w trakcie ich czytania. Kierując się zaś przywołanymi na wstępie przez pisarza fragmentami Ewangelii można by sądzić, że "Sonata Kreutzerowska" miała pokazać jakie są skutki popełnianych w młodzieńczym życiu grzechów obyczajowych.


Książka bierze udział w wyzwaniu : gra w kolory.

czwartek, 21 września 2017

W czwartku z poezją - "Owoce dzikiej róży"


             Mimo iż mam przeczytane kilka książek, nawet biorących udział w wyzwaniach czytelniczych, to jednak  trudno mi się -  w sytuacji, w jakiej się od dłuższego czasu  znajduję - zmobilizować do pisania postów. I muszę przyznać, że coraz trudniej. Szkoda mi na razie zawieszać bloga, bo może chociaż kilka dłuższych  postów miesięcznie uda mi się jednak sklecać, więc ratuję go swoimi zdjęciami / blog zdjęciowy już zlikwidowałam/ i poezją do nich specjalnie wyszukaną. Nie mam specjalnie poetycznej duszy, ale takie posty sprawiają, że sama odkrywam piękno poezji, którą staram się ilustrować pięknem natury chwytanej w obiektyw. 








OWOCE DZIKIEJ RÓŻY
Owoce dzikiej róży
ponętne
jak usta dziewczyny
wabią kolorem
nabrzmiałe
piękne.
Jak po nie sięgnąć
nie kalecząc ręki ?
Bronią się
i nęcą.
Sięgaj ostrożnie
cierpliwie
uparcie
lecz subtelnie
z umiarem.
Poddadzą się
gdy uwierzą
w twe szlachetne zamiary.
                                                                                                      Zofia Kobyłecka




----------------------------------------------------
Wiersz zaczerpnęłam ze strony http://www.zofia.art.pl/wiersze/2.html
Zdjęcia są mojego autorstwa.

czwartek, 14 września 2017

Czwartek z poezją.......Cynia.....



      W ogrodach królują teraz cynie.....piękne, kolorowe, zwabiające swym nektarem motyle. To niezwykle  sympatyczny obiekt dla mojego fotograficznego hobby a  znaleziony w necie wiersz oddaje hołd ich  wspaniałości.







Cynia


Cichy pomnik piękna
harmonijnie wyważony
w afirmacji kwiata
doskonale wykończony... 

Tryska pełnym kolorem 

wysmakowana solistka 



malowana słońcem
idylla i piękność ogródka...

Aspiracje ma księżniczki
co wabi nie tylko motyle
złotą koronę oraz falbanki,
- miss tylko rok w szarfie... 


                                     Aleksandra Baltissen 


wtorek, 12 września 2017

Spóźnione sierpniowe podsumowanie czytelnictwa i mały stosik.....



            Już druga dekada września się nam zaczęła a ja nadal nic nie skrobnęłam o minionym czytelniczo sierpniu. Miałam zamiar to zrobić w ubiegłym tygodniu, ale mąż się rozchorował i zaanektował mi laptopa, którego używam w trakcie pobytu poza domem, a poza domem jestem znów całe tygodnie, z przerwami na weekend. A sierpień był dla mnie pod względem czytelniczym nawet nie najgorszy, gdyż udało mi się przeczytać cztery książki i odsłuchać na storytelu, do którego po dłuższej przerwie powróciłam, dwie audioksiążki. 
Przeczytałam :


Lód i woda, woda i lód - Majgull Axelsson
Króliki Pana Boga - Grzegorza Kozery
Prymas Wyszyński nieznany - Marka Zająca

Bilans wstępny. Długie pożegnania - Jurija Trifonowa

Odsłuchałam:

Białe noce - Mariki Krajniewskiej
Niepokorne. Judyta - Agnieszki Wojdowicz

Udało mi się tylko o trzech napisać, ale muszę stwierdzić, że nie zawiodłam się na żadnej z sierpniowych lektur.

W sierpniu zamieściłam również post o doskonałej cenowo ofercie internetowej księgarni Selkar.pl i sama tym razem  się dałam skusić na książki sióstr  Brontë oraz na Pawła Jasienicy Ostatnia z rodu -  o Annie Jagiellonce.


Zanim Cię znajdę Johna Irvinga wylicytowałam natomiast  na bazarku chyba jeszcze w lipcu. 

           Sześć książek poznanych w sierpniu a trzy nabyte......czyli więcej przeczytałam niż kupiłam....Nie sprawdzałam, jak to w przeciągu roku wyglądało, ale w sierpniu wywiązałam się ze swojego  postanowienia ....i odniosłam maleńki sukces.

Udało mi się również wziąć udział w trzech wyzwaniach.



A to moje podglądanie przyrody :



poniedziałek, 4 września 2017

Króliki Pana Boga - Grzegorz Kozera o tym, że wojna nie zakończyła się wraz z kapitulacją Niemiec.





       - Nie wiesz co będziesz robiła po powrocie?
       - To też. Przede wszystkim nie wiem, jak wrócić do ludzi, żyć normalnie wśród nich, rozmawiać z nimi. Z moją przeszłością to raczej niemożliwe.
       - Ze mną rozmawiasz.
       - Z tobą to co innego. Musiałam komuś wszystko opowiedzieć, a ponieważ niedługo nasze drogi się rozejdą i pewnie już nigdy się nie spotkamy, powiedziałam tobie. Razem wracamy z piekła przez czyściec i to nas zbliżyło. I jeszcze ten biedny chłopiec, przecież z jego powodu wędrujemy. Jednak często myślę, że powinnam iść do klasztoru i pozostać w nim do końca życia. Mogłabym udawać, że nadal wierzę w Boga. Tak byłoby dla mnie najlepiej.
       Adam dopiero teraz o tym pomyślał.
       - Nie zastanawiałaś się, że skoro przeszłaś tak wiele, a Bóg mimo to zachował cię przy życiu, to miał w tym jakiś cel? - spytał.
Zastanawiałam. I doszłam do wniosku, że widocznie eksperymentował nad ludzką wytrzymałością. Jestem królikiem. Jego królikiem doświadczalnym. Są miliony takich królików. Pewnie następni, których wybierze do tej roli będą mieli gorzej. Będą musieli wytrzymać jeszcze więcej niż ja, ja przecież przetrwałam. Dla mnie to jednak marna pociecha.
       - Może był inny powód, że upatrzył sobie właśnie ciebie? Tego nie wiemy.
       - Rzecz w tym, że ja już nie chcę wiedzieć.[242-243]

      Adam, Halina i Honza to trójka bohaterów niezwykłej powieści Grzegorza Kozery p.t. "Króliki Pana Boga". Książka ta jest nawiązaniem do powieści wydanej w 2013 r, o której wcześniej czytałam, ale której jeszcze nie poznałam,  a noszącej tytuł "Berlin, późne lato". I ze względu właśnie na bardzo dobre opinie o tej pierwszej wybrałam sobie właśnie tę  za punkty na portalu Granice.pl, zanim zlikwidowałam na nim swoje konto,  co zostało spowodowane po prostu brakiem czasu na odwiedzanie go i prowadzenie w nim swej biblioteczki, gdy taką mam na Lubimyczytać.pl. Wybrałam i nie  żałuję, gdyż porusza ona temat, który poznałam po raz pierwszy dzięki książce Zofii Posmysz p.t. " Do wolności, do śmierci, do życia" a mianowicie przerażająco trudnej drogi  powrotnej ludzi wyzwolonych w 1945 roku z obozów koncentracyjnych do domów. Zofia Posmysz opisała historię swojego powrotu  i  kobiet, które razem z nią wędrowały, ukazując  na jakie trudy i niebezpieczeństwa  były w tej drodze narażone.  Grzegorz Kozera wprawdzie stworzył fikcyjne postaci, których przeżycia są również fikcją,  niemniej, jak wynika z jego słów zawartych w przypisie Od autora, w trakcie przygotowań i pisania  książki korzystał z  źródeł, które tam wymienił, opisujących sytuację w Europie zaraz po zakończeniu wojny co pozwala traktować jej fabułę jak coś realnego, co mogło się wydarzyć.
       Adam, który uwolnił się od skąpego i brutalnego bauera znalazł małego Honzę wśród trupów w pasiakach. Chłopcu cudem udało się przeżyć w trakcie rozstrzeliwania więźniów. Mimo swojego wycieńczenia i niebezpieczeństw czekających ich w drodze, jakich jest świadomy, bez wahania postanawia zaopiekować się nim. W szpitalu, do którego po jakimś czasie trafia chory Honza, Adam poznaje Halinę.  Honza i Halina to ofiary obozów. Obydwoje skrywają swe straszne tajemnice, związane z pobytem tam. Gdy okazuje się, że Honza nie ma szans na wyzdrowienie Adam z Haliną decydują się na dramatycznie długą i trudną, pełną różnorakich zagrożeń ze strony prawie wszystkich napotykanych w jej trakcie obcych, drogę powrotną przez Czechy, by Honza zobaczył przed śmiercią swą matkę. Ten niezwykły przejaw uczucia jakim obdarzyli obydwoje chłopca oraz przyjaźni jaka ich połączyła w morzu doświadczanego cierpienia i zła  na jakie się natknęli w trakcie niesamowicie wyczerpującej wędrówki o głodzie i chłodzie -  w ciągłym strachu o swoje życie - poruszył mnie do głębi i sprawił, że obraz jaki ukazał Grzegorz Kozera w swej zupełnie innej od powojennych powieści na długo pozostanie w mojej pamięci.
       Wielką wartością  tej powieści Grzegorza Kozery jest przypomnienie tego o czym w zasadzie nigdy się nie mówiło, ani pisało. O czym nie uczono nas na historii, że kapitulacja Niemiec nie oznaczała końca wojny, że ci, którym udało się przeżyć piekło obozów po wyzwoleniu a zdecydowali się na powrót do domów, do Polski i dalej na wschód czy też na południe, pozostawali zdani na siebie i kosztował on ich ogrom traumatycznych przeżyć a często i życie. 
       "Króliki Pana Boga" mają ponadto dodatkowy walor a jest nim język i styl jakim zostały napisane, które sprawiły, że mimo przytłaczającej ciężkością tematu fabuły książkę czytało mi  się je szybko i lekko a mimo natłoku emocji, którym byłam poddawana oraz napięcia jakie towarzyszyło mi  w trakcie lektury pozostała we mnie refleksja, że dobro potrafi przezwyciężyć zło.....dotąd, dokąd będą istnieć ludzie, w których to dobro przetrwa.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania łów, słów 

czwartek, 31 sierpnia 2017

"Lód i woda, woda i lód" - Majgull Axellson o skomplikowanych relacjach rodzinnych i ich wpływie na następne pokolenia.


           Zachęcona opiniami o książkach  Majgull Axelsson - współczesnej szwedzkiej pisarki - nabyłam sobie "Kwietniową czarownicę", która czeka na czytanie, a przeczytaną ostatnio pt. "Lód i woda, woda i lód" przyniosłam z biblioteki i w sam raz spasowała mi do sierpniowego koloru w wyzwaniu gra w kolory.
           Jak  we wszystkich swych książkach tak i w tej Majgull Axelsson pisze o kobietach. Tutaj główną bohaterką jest dobiegająca czterdziestki autorka kryminałów, która sądziła, że gdy wypłynie wraz z grupą naukowców na lodołamaczu znajdzie na "Odynie" miejsce, w którym spokojnie będzie mogła oddać się pisaniu nowej książki. Suzane ma za sobą trudną przeszłość, z którą się wciąż zmaga, ale nawet tutaj ona ją dopada wraz z usłyszaną piosenką, śpiewaną przed wielu laty przez Bjorna Hallgrena, z którym wychowywała się jak siostra z bratem, a który faktycznie był jej kuzynem. To wystarcza, by cała jej przeszłość powróciła; dzieciństwo pozbawione miłości matki, Inez, której sercem całkowicie i bez reszty zawładnął Bjorn i to od momentu, gdy jej bliźniacza siostra, Elsa, niechcianego przez siebie  przyniosła go do domu.  Nie starczyło Inez już uczucia dla córki co tę doprowadziło do kompleksów, pozbawiając pewności siebie i swej wartości a z czasem do braku sensu swego żcia i próby samobójczej. 
           Akcja książki głównie toczy się na Odynie, wśród kruszonego przez niego lodu, ale jej fabuła jest przeplatana historią życia kobiet z rodziny Suzane, począwszy od jej babki. 
Jest to opowieść o dwu  pokoleniach kobiet, żyjących w trudnych związkach, pełnych napięć i niezrozumienia, o ich  wyborach i wynikającego z tych wyborów braku poczucia szczęścia, który to brak  ma destrukcyjny wpływ na kolejne pokolenia, pozbawione tego co najistotniejsze - matczynej miłości. 
           Inez i Elsa dorastają w cieniu małżeńskiego dramatu z matką, którą przerastają jej własne problemy, która nigdy z nimi nie nawiąże serdecznej więzi. Gdy Elsa odrzuca swojego maleńkiego syna, będącego owocem gwałtu, a babka również nie chce go wychowywać to Inez decyduje o tym, że będzie go wychowywać. Dla niego wychodzi za mąż, ale nie potrafi już pokochać  własnej córki, Suzane, widząc w niej wyłącznie wady. To Bjorn jest całym jej życiem. Jednak nie tylko Suzane w tej rodzinnej sytuacji czuje się odrzucona, gdyż Bjorn, mimo okazywanej mu miłości przez Inez, również  z cierpi z powodu odrzucenia przez własną matkę i braku jej w swoim życiu. 
            Młodociany Bjorn robi karierę, jako solista zespołu muzycznego, ale wydarza się coś co zmienia życie Suzane i jej rodziny w koszmar. I wtedy z pomocą przychodzi jej ciotka, Elsie, która uczy ją jak walczyć o siebie, o odbudowanie swojej wartości. Elsie, która sama kiedyś uciekła przed swoim życiem na morze ,uczy swą siostrzenicę, jak stawić życiu czoła.
            Na Odynie jednak nie tylko wspomnienia osaczają Suzane. 
Ktoś narusza jej spokój poprzez wtargnięcia, pod jej nieobecność, do kajuty i dokonując dziwnych i drastycznych czynów sprawia, że czuje się osaczona i znów  pozbawiona pewności siebie. Podejmuje jednak ryzyko wykrycia prześladowcy i okazuje się, że on również stanowi element jej traumatycznej przedszłości. Pokonanie go sprawia, że Suzane staje się wreszcie wolna i silna.

            "Lód i woda, woda i lód"  to książka, która przekonała mnie do prozy Majgull Axelsson.  Jest wielowątkowa a wszystkie wątki są równie interesujące jak  główny, w którym zawarta jest historia Suzane, gdyż są jej uzupełnieniem a raczej wypełnieniem. To powieść obyczajowa, ale mimo to trzyma w napięciu, dzięki historii Bjorna Hallgrena i sytuacji jaka staje się udziałem Suzane na statku. 
            Ogromnym walorem tej książki są stworzone przez pisarkę postaci i  ich pogłębione psychologiczne portrety, ale także niebanalne, pełne lodowatego piękna opisy miejsca, w którym toczy się bieżąca  akcja czyli za kołem podbiegunowym. Mimo  zimnej scenerii i bijącego z książki chłodu uczuć wyzwoliła ona we mnie  całą gamę  rozgrzewających emocji a także pobudziła  do refleksji nad kondycją współczesnego społeczeństwa szwedzkiego, bo to jego obraz pokazała Axelsson w swej książce. 
To bardzo dobra proza......pod każdym względem.

Książka bierze udział w wyzwaniu gra w kolory czytamy powieści obyczajowe.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Mądrość rodzicielska.....w/g Irwina Shawa.......


 

                Ingerować w życie dzieci...czy raczej nie? Poniższy fragment z książki Irwina Shawa p. t. "Chleb na wody płynące", w trakcie czytania której akurat jestem, w jakimś stopniu daje nam wartą uwagi odpowiedź : 


   - Eleonora umie się postarać o siebie.

- Nie jestem taka pewna. Jak dotąd wszystko szło po jej myśli. Jeśli coś nieoczekiwanego nie wyjdzie, nie wiem, może się okazać, że nie jest tak mocna, jak sądzi. A  wtedy nie będzie można przewidzieć, co zrobi. Może powinnam przewiedzieć się o tego młodego człowieka.
     - Nie robiłbym tego.
     - Dlaczego?
     - Możesz dowiedzieć się rzeczy, które cię zmartwią, i niepotrzebnie.
Westchnęła.  
      - Chyba masz rację. Nie sposób być tarczą ochronną dla własnych dzieci. Możemy najwyżej stanowić odwody.
Strand się roześmiał.
       - Wysławiasz się tak, jakbyś wertowała książki z mojej biblioteki.
        - Och, robię mnóstwo rzeczy, z których nie składam ci sprawozdania - powiedziała lekkim tonem.


     
____________________________________


Irwin Shaw,"Chleb na wody płynące", PIW - KIK, 1990 r., str. 41




czwartek, 24 sierpnia 2017

Wprawdzie czwartek, ale post środowy..... Jurij Trifonow w środzie z książką....#4

   

        Ten post miał być opublikowany wczoraj, ale nie udało mi się go ukończyć więc chociaż publikuję go już w czwartek nie zmieniam w nim nic i jest tym środowym, biorącym udział w spotkaniu u maknety.

          Dzisiejszą środę z książką spędzałam przy słoikach a w międzyczasie podczytywałam sobie Jurija Trifonowa a właściwie jego krótką opowieść  obyczajową pt."Długie pożegnania".
Książkę zawierającą dwie takie opowieści, wydaną w Kolekcji Literatury Radzieckiej, znalazłam w biblioteczce rodzinnego domu mojego męża a ponieważ od dawna nosiłam się z zamiarem poznania prozy Trifonowa, którego "Zamianę" mam -  jeszcze nie czytaną - wśród posiadanych Kolibrów, więc zagłębiłam się i to z zainteresowaniem w świecie zamieszkującej Moskwę radzieckiej klasy średniej. 



         Bohaterem "Bilansu wstępnego" jest tłumacz poezji, który po prawie dwudziestu latach małżeństwa ze swą drugą, młodszą od siebie żoną,  czuje się tak niedoceniany przez nią a także przez swego prawie dorosłego syna, że postanawia opuścić na jakiś czas domowe ognisko i to okazuje się być dobrym pomysłem dla uzdrowienia  ich wzajemnych relacji.
         Całą historię poznajemy z jego punktu widzenia, bo to on, intelektualista,  bardziej z natury wrażliwy a przez to mało dostosowany do realiów życia i środowiska w jakim żyje a wręcz tym życiem, w którym główną rolę odgrywają pozory, zdegustowany jest narratorem rodzinnego bilansu, który powstaje w czasie jego pobytu poza Moskwą, w Tochirze, gdzie tłumaczy monumentalny poemat swego przyjaciela.
           To czego najbardziej mu brakuje w pożyciu rodzinnym zawiera w niżej przytoczonym przemyśleniu :



To właśnie brak tej bliskości oraz ciągłe kłopoty finansowe, dla których chałturzy a przy tym utrata szacunku u bliskich doprowadza go do frustracji i pozornie wyzwalającej ucieczki. 
Jednak słowa poznanej w Tochirze prostej pielęgniarki, Wali : 

    - Wie pan co? - powiedziała. - Niech pan się nie martwi. Nadciśnienie, wielka mi rzecz. 
    - Tak bardzo znów się nie martwię.
    - Niech pan się wcale nie martwi! Syn pana kocha. Żona też pana kocha. Co zrobią bez pana? Nic nie zrobią. Tak jak ja z Miszą, rozeszliśmy się, ale....".
     Dobrze, że było ciemno. Poczułem się nieswojo.
     - Ale co? - zapytałem.
     - Dokąd  niby mam jechać, skoro on jest tu niedaleko w Bachardenie? Prędzej, czy później wrócę do niego, prawda?

sprawiają, że wraca.... odmieniony.
    
        Lubię literaturę rosyjską, gdyż jest specyficzna; mówi dużo o człowieku, o głębi jego przeżyć i pozwala poznać mentalność naszych wschodnich sąsiadów.  I u Trifonowa również to znalazłam.